Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lukas Kampa, rozgrywający Trefla Gdańsk: Awans na igrzyska to wielka rzecz. W Paryżu chcę zakończyć karierę reprezentacyjną

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Wideo
od 16 lat
Lukas Kampa to absolutny lider Trefla Gdańsk na sezon 2023/2024. 36-letni Niemiec, który od lat prezentuje wysoką formę w PlusLidze, awansował ze swoją reprezentacją do igrzysk olimpijskich w Paryżu, zostawiając na turnieju kwalifikacyjnym za plecami m.in. Brazylię, Włochy i Kubę. Na początku rozgrywek rozgrywający nie pomoże jednak Treflowi przez wzgląd na kontuzję łydki, której nabawił się w Brazylii.

Awansował pan z reprezentacją Niemiec na igrzyska olimpijskie 2024, a to zawsze duży wyczyn. W pierwszej fazie pomagał pan drużynie, potem przytrafiła się kontuzja. Jak czujecie się po turnieju w Rio de Janeiro? Pewnie sukces był możliwy dlatego, że Niemców prowadzi Michał Winiarski?
Dokładnie. (śmiech) Ciężko wytłumaczyć, co dokładnie się stało w Brazylii. Byliśmy przekonani, że jesteśmy w stanie zagrać fajną siatkówkę i pokonać najsilniejsze drużyny na świecie. Wiem, że teraz łatwo jest o tym mówić, ale czuliśmy, że możemy to zrobić. Przez te 10 dni w Brazylii wszystko funkcjonowało. Dla mnie, niestety, skończyło się tylko na jednym meczu, ale jak zobaczyłem, jak grała drużyna, to byłem mega szczęśliwy. Dla nas, dla federacji i siatkówki w Niemczech to jest wielka rzecz, że ten awans na igrzyska mamy już zapewniony teraz.

A graliście w jaskini lwa, bo tak można powiedzieć o Brazylii, która gra na własnym terenie. No i w turnieju byli jeszcze Włosi, czyli aktualni mistrzowie świata.
Można powiedzieć, że wygraliśmy dwa mecze w jeden dzień, bo między nimi było mniej niż 24 godziny różnicy. To niesamowite, bo wszystko funkcjonowało. Byliśmy spokojni, radośni na boisku. A tego brakowało wcześniej. Widzieliśmy często na treningach, że stać nas na takie wyniki. Nie mogliśmy jednak zakładać, że wypadniemy tak perfekcyjnie (wygrane wszystkie siedem meczów - przyp.).

Jest pan profesjonalnym siatkarzem. Od 2014 roku gra pan w jednej z najlepszych lig świata, czyli w PlusLidze. A od 2021 roku w jednej z najpiękniejszych hal w Polsce, czyli Ergo Arenie. Czy taki awans na igrzyska z reprezentacją jeszcze traktuje pan jako dopalacz w karierze? Czy to pobudza mentalnie i fizycznie?
Tak. (śmiech) To bardzo specyficzny moment, który zostaje na zawsze ze mną, z drużyną. To są takie chwile, dla których trenujemy codziennie. Dla mnie osobiście to ma naprawdę duże znaczenie, bo wiem, że to będzie mój ostatni turniej z reprezentacją. Już teraz jestem wdzięczny, że mogę to zrobić, że taka będzie moja końcówka kariery reprezentacyjnej.

Jest taki siatkarz, 38-letni Georg Grozer i on pokazuje, że wiek to liczba.
Wiem, chociaż dwa razy już mówił, że koniec, a jednak wrócił. Jestem bardzo szczęśliwy, że jeszcze raz wrócił. (śmiech) Zrobił to też dla nas. Wydaje mi się, że ta moja decyzja jest na 100 procent. Mamy jeszcze sezon ligowy. Przed nami jeszcze 10 miesięcy do igrzysk olimpijskich. W tym czasie muszę być zdrowy, bo to ważne.

W Polsce i w Niemczech na pierwszym miejscu w sporcie jest piłka nożna. U nas siatkówka w sportach drużynowych jest wyżej, pod względem popularności. Jak przyjęto wasz imponujący awans na igrzyska?
Wszyscy, którzy grają w siatkówkę, którzy znają naszą drużynę, to są mega szczęśliwi. Oprócz tego dzwonią dziennikarze i może o jeden wywiad jest troszkę więcej. Ale to nie jest taka sytuacja, jak w Polsce. To jeszcze jest inny poziom postrzegania. Nie ma to jednak dla mnie większego znaczenia. Zrobiliśmy to dla siebie i dla wszystkich, którzy grają w siatkówkę w Niemczech. Reszta nie zależy od nas. Sukcesy są ważne, bo federacja może coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że to będzie dobra reklama. Na przygotowania do tego jest dużo czasu, bo prawie rok. Mam nadzieję, że to uda się to przekuć w sukces promocyjny.

Jeśli rok 2024 ma być pana ostatnim w reprezentacyjnej karierze, to czy w tej klubowej też się pan określa?
Mam nadzieję, że w klubie mogę jeszcze zagrać kilka lat. Kiedy jestem zdrowy, to gra na boisku jest dla mnie dobrą zabawą. Trzeba to zrobić mądrze. Mam wrażenie, że reprezentacja i klub to będzie już za dużo. Priorytetem dla mnie będzie już więc siatkówka w klubie.

Zaczyna pan mieć nową rolę w Treflu Gdańsk. Rozmawiałem niedawno z młodym atakującym Aleksiejem Nasewiczem i kiedy zapytałem go o mentora w klubie, to wskazał jedną osobę. Wie pan kogo?
Tak, czytałem, że powiedział, że to ja. To szczęście. Fajnie, że tak powiedział. Generalnie to znaczy, że jeszcze jestem w stanie być przykładem. Dla mnie to ważna rzecz. W sezonie 2023/2024 jestem w Treflu najstarszym zawodnikiem.

Chyba przejmuje pan rolę po Mariuszu Wlazłym, który był takim mentorem w Treflu?
Dokładnie. Dla mnie to nie znaczy tylko, że muszę ze wszystkimi rozmawiać, ale przede wszystkim że chcę i muszę pokazać na boisku, co to znaczy być profesjonalnym zawodnikiem. Pokazać, co to znaczy pracować i regenerować się na sto procent. Jeśli zawodnicy, jak Aleks, to widzą i o tym mówią, to ma dla mnie duże znaczenie.

Świetnie rozmawia pan po polsku. Czy są jeszcze jakieś językowe kwestie, które sprawiają panu problemy?
Zawsze coś się znajdzie. (śmiech) Dalej trudną kwestią jest odmiana przez przypadki. Wydaje mi się, że nie jest najważniejsze, ile błędów robię. Trzeba pogadać i trzeba się uczyć codziennie. Jest dla mnie coraz łatwiej, ale dalej jest ciężko.

Trener Igor Juricić mógłby już praktycznie swobodnie w szatni po polsku rozmawiać. W składzie Trefla anglojęzyczni są tylko Argentyńczyk Jan Martinez Franchi i Fin Voitto Koykka.
Igor (Chorwat - przyp.) już też bardzo fajnie mówi po polsku. Między chorwackim a polskim nie ma jednak tak dużej różnicy. Dla niego to łatwe przejście. Dla mnie już nie. (śmiech)

W siatkówce składy zmieniane są często co sezon lub co dwa. Trefl Gdańsk w nowe rozgrywki wchodzi praktycznie bez roszad. Czy ta stabilizacja to dobra rzecz?
Myślę, że tak, bo możemy budować na tym, co zrobiliśmy w zeszłym sezonie. Możemy polepszać się taktycznie, mentalnie, dyscyplinę, którą mieliśmy. Prawie wszyscy już to znają i wiedzą, o co chodzi. Odbieram to jako pozytywną rzecz. Kewin Sasak przyszedł, ale już grał w Gdańsku i zna to środowisko. Trenera nie poznał, ale ze mną już trenował. Mam nadzieję, że możemy powtarzać to, co zrobiliśmy w ubiegłym sezonie. Nie chodzi mi konkretnie o wynik, ale o radość płynącą z gry, o to, jak graliśmy.

Czyli chcecie robić show dla kibiców, którzy przyjdą do Ergo Areny?
Jasne. Myślę, że to ważna rzecz. Przeciwnik, jak już tutaj przyjeżdża, to już czuje, że będzie mu ciężko zagrać lub nawet wygrać. Nie chodzi tylko o to, jak gramy, ale o show, czyli że jest pełna hala, fajna atmosfera i duże wsparcie dla nas. Jeżeli będziemy w stanie to powtarzać, to znowu ciężko będzie tutaj wygrać każdemu przeciwnikowi.

A jakieś wynikowe deklaracje może pan złożyć?
Trudno o to przed sezonem. Play-offy to taka faza rozgrywek, w której zawsze miło jest zagrać. Wierzę, że możemy to zrobić znowu. Będzie ciężko, ale dla mnie to cel minimum. A w play-offach wszystko się okaże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto