Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszykarze Trefla Sopot w przeddzień inauguracji Tauron Basket Ligi

Paweł Durkiewicz
Krótko trwała przygoda koszykarzy Trefla z rozgrywkami EuroChallenge. W rundzie kwalifikacyjnej przeciw belgijskiej Dexii Mons-Hainaut sopocianie zagrali niezły mecz na wyjeździe i katastrofalny u siebie. W efekcie klub będzie musiał poczekać jeszcze rok na powrót do koszykarskiej Europy. Po wtorkowej klęsce nasuwają się dwa pytania: jak mogło dojść do tak bolesnego falstartu i czy z tej nauczki zostaną wyciągnięte odpowiednie wnioski...

Podwójne rozczarowanie
Apetyty kibiców przed rewanżem z Dexią były tym większe, że mecz zapowiadał się na wielkie wydarzenie i doniosły moment w historii klubu. Oprócz triumfalnego powrotu sopockiej koszykówki na europejskie parkiety, dwa dni temu - 5 października - miało dojść do efektownego debiutu żółto-czarnych w nowym obiekcie - pięknej Ergo Arenie. Choć tak ogromną halę nie sposób było zapełnić, dość licznie przybyła widownia z pewnością oczekiwała widowiska ciekawego, a co najważniejsze - zakończonego happy endem.
Po raz kolejny potwierdziło się jednak, że w sporcie niemal każdy scenariusz jest możliwy.
Tydzień wcześniej, w hali w Mons, Trefl był zupełnie innym zespołem. Nawet na trudnym terenie sopocianie potrafili zewrzeć szyki, zacieśnić obronę, zagrać spokojnie w ataku i błyskawicznie odrobić z nawiązką straty do rywala. Mimo porażki, uzyskany wynik (71:74) pozwalał poważnie myśleć o awansie. Zwłaszcza że na trzy dni przed rewanżem Dexia przegrała w 1. kolejce ligi belgijskiej z nie najsilniejszą ekipą Generali Okapi Aalstar aż 58:84...
Wtorkowa konfrontacja ułożyła się jednak zupełnie zaskakująco. W miarę wyrównane były tylko pierwsze 2 minuty. Potem, przy stanie 6:5 dla polskiej ekipy, zespół z Walonii błyskawicznie "odjechał", zdobywając 17 punktów z rzędu. Nie pomagały ani reprymendy trenerów Karlisa Muiznieksa i Adama Prabuckiego, ani też kolejne przeprowadzane zmiany. Dexia "przejęła" mecz i... już go nie oddała.
Jak nie idzie, to nie idzie
Oglądając arkusz obserwacji statystycznych z drugiego meczu z Belgami, w oczy rzucają się dwa wprost rażące wyniki. Szokujące 33 oddane rzuty z dystansu (skuteczność tylko 18 procent!) przy zaledwie 27 próbach za dwa, a także aż 18 strat (w tym 7 Lawrence'a Kinnarda) to liczby mówiące dużo o obrazie gry. Trener Muiznieks mówił na konferencji prasowej o młodości swojej drużyny, a także o ogromnym zdenerwowaniu towarzyszącym podczas tak ważnego meczu. Trudno się z tym nie zgodzić - we wtorek zawiedli bodaj wszyscy (może poza Adamem Waczyńskim) mniej doświadczeni gracze. Beznadziejne zmiany dawał Jermaine Beal, zerową skuteczność miał Paweł Kikowski, głupie błędy popełniał Kinnard. Obwód nie istniałby w ogóle, gdyby nie próbujący zdziałać coś w pojedynkę Giedrius Gustas. Z drugiej strony ręce często drżały też rutyniarzom Michałowi Hlebowickiemu czy Filipowi Dylewiczowi.
Jak przyznał po meczu Muiznieks, obecna drużyna Trefla znacznie różni się od tej z poprzedniego sezonu. Tamta nie miała tak wysokiej sumy umiejętności czysto koszykarskich, wygląda jednak na to, że charakteryzowała się znacznie lepszą "chemią" i odpornością psychiczną.
- We wtorek tylko 9 razy stawaliśmy na linii rzutów wolnych. To świadczy, że nie graliśmy wystarczająco agresywnie - stwierdził uchodzący za największego "wojownika" w Treflu Marcin Stefański.
- Kilku naszych graczy ma spore umiejętności, ale zabrakło im po prostu serca do gry. Teraz trzeba będzie poważnie się zastanowić i podjąć decyzję, co dalej z naszym składem - powiedział łotewski szkoleniowiec, dodając, że w dwumeczu najbardziej zawiódł się na Bealu.
- Wierzę w ten zespół - mówił nam wczoraj prezes Kazimierz Wierzbicki, ale kto wie, czy nie dojdzie do jakichś zmian.
Bez nerwowych ruchów
Po wtorkowej porażce kibice najbardziej narzekali na postawę właśnie zagubionego Beala, a także Dragana Ceranicia. Serb jest wysoki, silny, stawia mocne zasłony, tyle tylko, że poza tym praktycznie nie przydaje się drużynie. Powód? Bardzo powolny, wręcz majestatyczny sposób poruszania się.
Czy obaj gracze zdołają jeszcze przekonać do siebie sztab szkoleniowy? Jeśli w dalszym ciągu nie będą wykorzystywać szans, mogą opuścić Sopot.
Dobrze rozpocząć ligę
Odpadnięcie z rozgrywek europejskich to utrata szansy na zrealizowanie jednego z podstawowych celów postawionych przez władze klubu na sezon 2010/2011. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. Warto raczej skupić się na przyszłości: już w sobotę meczem w Ergo Arenie z AZS Koszalin sopocianie zaczną rozgrywki Tauron Basket Ligi, w których ich szanse na medal nadal są wysokie. Przegrane eliminacje do EuroChallenge oznaczają też konieczność występu w fazie grupowej Pucharu Polski. Jedyną metodą na ponowne zaskarbienie sobie zaufania fanów jest godna postawa na krajowych parkietach i ambitna walka w każdym kolejnym pojedynku.
I choć dowodzona przez amerykańskiego trenera Charlesa Bartona ekipa z Koszalina dysponuje ciekawym składem, faworyta meczu należy upatrywać w drużynie Trefla, która będzie chciała koniecznie zmazać plamę po nieudanej potyczce z Dexią. Początek sobotniego spotkania o 19.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto