Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fułek: Oddajmy głos sopocianom

Redakcja
G. Mehring
Z Wojciechem Fułkiem, przez 12 lat wiceprezydentem Sopotu, rozmawia Marcin Mindykowski

Podobno zdradzając po raz pierwszy swoje aspiracje prezydenckie Jackowi Karnowskiemu, zastrzegł Pan, że będzie Pan kandydował, ale nie przeciwko niemu...

Ja swojego zdania nie zmieniłem od początku trzeciej kadencji, kiedy to lojalnie poinformowałem szefa o zamiarach startu w wyborach. Zdanie zmienił za to Jacek Karnowski, który wielokrotnie obiecywał mieszkańcom Sopotu - szczególnie przed referendum - że nie będzie kandydował. I ja wierzyłem w jego deklaracje. Używanie w argumentacji o zmianie decyzji tragedii smoleńskiej uważam zaś za nadużycie. To tylko utwierdziło moją decyzję o kandydowaniu.

I od początku zaczął Pan podobno grać na siebie - np. przejmować wszystkie zaproszenia do mediów kierowane do Urzędu Miasta...

Tego typu opinie traktuję tylko jaką grę wyborczą. Podczas ostatniej debaty Jacek Karnowski przez nikogo niezmuszony przyznał, że byłem bardzo dobrym wiceprezydentem. Przez lata poświęcałem się pracy dla urzędu, nie wysuwając się na pierwszy plan, bo uważałem, że od przecinania wstęg jest prezydent, a inni - od ciężkiej pracy na zapleczu.

Dziś mówi Pan o potrzebie nowych standardów. Ale to Pan organizował poręczenie dla Jacka Karnowskiego po wybuchu afery sopockiej, a potem wspierał go w kampanii przedreferendalnej...

Wynikało to z lojalności wobec przełożonego, któremu należy się elementarne prawo do obrony. Ale czym innym jest prawo do obrony, a czym innym standardy życia publicznego, bez których nie podniesiemy jakości klasy politycznej. W tym wypadku oczekiwałbym odsunięcia się od sprawowanego urzędu i zaczekanie do wyjaśnienia zarzutów przez sąd. Prezydent jest osobą publiczną i powinien być autorytetem dla swoich mieszkańców. A w nagranej rozmowie już sam język był dyskwalifikujący. Gdyby np. Jacek Kurski wpadł w takie kłopoty, Jacek Karnowski rozjechałby go na miazgę.

Proponował Pan żonie Jacka Karnowskiego kandydowanie na radną z Pańskiej listy?

To było wtedy, kiedy Jacek Karnowski miał odejść z samorządu. Małgorzata Karnowska jest bardzo cenioną nauczycielką - i owszem, złożyłem jej taką propozycję. Z powodów rodzinnych odmówiła jednak i na tym sprawa się skończyła.

Jedno z Pana haseł to "Czas na zmiany". Mógłby tak powiedzieć kandydat opozycji, ale nie osoba, która 12 lat współrządziła miastem. Co wtedy przeszkadzało Panu forsować swoje postulaty?

Bardzo ceniłem sobie współpracę z Jackiem Karnowskim w dwóch pierwszych kadencjach, kiedy to wsłuchiwał się w opinie swoich współpracowników. Jestem dumny z tego, co udało nam się wtedy zrobić. Wyczerpałem jednak swoje możliwości jako wiceprezydent Sopotu w momencie, kiedy zgłaszane przeze mnie propozycje przestały być akceptowane. A nie mam w zwyczaju kwestionować decyzji przełożonego, który został wybrany w demokratycznych wyborach i ponosi pełną odpowiedzialność. Ostatnia kadencja diametralnie zmieniła Jacka Karnowskiego - nie tylko z powodu osobistych kłopotów. Przede wszystkim w miejsce autentycznego dialogu społecznego powstał monolog władzy. I te dwie wizje - prezydenta i mieszkańców - zaczęły się rozjeżdżać. Tymon Tymański nazwał to syndromem Nerona, który akceptuje tylko własne decyzje, a wszystkie inne uważa za niesłuszne. Ja mam wizję miasta, w którym rozmawia się z mieszkańcami i podejmuje decyzje po konsultacjach z nimi. Nazywam to zmianą filozofii władzy na filozofię służby.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto