Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zagrają utwory Pink Floyd z australijską precyzją

Marcin Mindykowski/aska
Australian Pink Floyd Show drobiazgowo odtwarzają koncerty Pink Floyd, korzystając z laserów, ruchomych ekranów, wizualizacji i nadmuchiwanych zwierząt
Australian Pink Floyd Show drobiazgowo odtwarzają koncerty Pink Floyd, korzystając z laserów, ruchomych ekranów, wizualizacji i nadmuchiwanych zwierząt materiały prasowe
Nie od dziś wiadomo, że natura nie znosi próżni. Dlatego fani takich zespołów jak Queen, The Doors czy Pink Floyd nie muszą się obawiać, że muzyka ich idoli nigdy nie zabrzmi na żywo. Bo choć - z powodu śmierci kluczowych muzyków - te grupy nie wystąpią już w oryginalnych składach, wyrośli im godni naśladowcy. Na świecie powstało bowiem mnóstwo tribute bandów, które swoją działalnością składają hołd wielkim formacjom.

Kolebką tribute bandów stały się Antypody, co dowodzi słuszności porzekadła, że potrzeba jest matką wynalazku. Z powodu wysokich kosztów, jakie niosła za sobą eskapada do Australii, wielkie gwiazdy lat 70. i 80. często omijały ją podczas światowych tournée. Tamtejsi obrotni muzycy postanowili się więc na swój sposób uniezależnić, zapewniając sobie zajęcie, a publiczności możliwość posłuchania upragnionej muzyki na żywo. I tak, jak grzyby po deszczu, zaczęły się rodzić zespoły specjalizujące się w graniu coverów znanych grup.

Jednym z nich był Think Floyd - zespół założony w 1988 roku w południowej Adelajdzie przez kilku kolegów, którzy chcieli grać utwory swoich idoli: brytyjskiej formacji Pink Floyd, niekwestionowanych gigantów psychodelicznego i progresywnego rocka.

Australijczycy zaczynali od piwnic i barów, gdzie latami żmudnie pracowali nad tym, żeby zbliżyć się do oryginału. Przełomem okazało się dla nich w 1993 roku zaproszenie ze strony największego fanclubu brytyjskiej formacji. Dali koncert na Międzynarodowym Konwencie Fanów Pink Floyd na Wembley. Zagrali już pod nową nazwą, jako Australian Pink Floyd Show, skupiając się nie tylko na muzyce, ale też próbując odtworzyć efektowną oprawę koncertów swoich idoli. Egzamin zdany przed tak wymagającym audytorium utwierdził muzyków, że są dobrzy w tym, co robią.

W 1994 roku, po zakończeniu trasy koncertowej promującej płytę "The Division Bell", oryginalni Pink Floyd zawiesili regularną działalność, poświęcając się solowym karierom - i nie wznowili jej do dziś. Tym samym koncerty Australian Pink Floyd Show stały się jedyną szansą, żeby móc poczuć choć namiastkę magii występów Brytyjczyków.

Ale myliłby się ten, kto sądziłby, że tylko brak obecności na scenie pierwowzoru wywindował notowania Australijczyków do pozycji jednego z najbardziej cenionych tribute bandów. Grupa zbiera przede wszystkim premię za drobiazgowość i pietyzm, z jakimi odtwarzają muzykę idoli. Ta wierność szczegółom zaczyna się już na poziomie doboru instrumentów (takich samych, na jakich grali oryginalni Floydzi), a kończy na pozyskaniu do współpracy osób odpowiedzialnych kiedyś za koncerty brytyjskiej formacji: akustyka i inżyniera dźwięku Colina Norfielda, technicznego Clive'a Brooksa i oświetleniowca Dave'a Hilla.

Tę dbałość o wierność oryginałom docenili też sami muzycy Pink Floyd. W 1994 na koncercie Australijczyków pojawił się gitarzysta David Gilmour, który po występie powiedział, że nigdy wcześniej nie oglądał własnego koncertu z pozycji widza. Dwa lata później poprosił formację, żeby uświetniła swoim występem jego 50. urodziny, a na koniec sam dołączył do muzyków na scenie.

I choć po sukcesie odniesionym na konwencie fanów muzycy na stałe przeprowadzili się do Wielkiej Brytanii, nie zapominają o swoich korzeniach. Dlatego pryzmat ze słynnej okładki "The Dark Side of the Moon" ma u nich kształt australijskiego kontynentu, młotki z "The Wall" przybierają postać torbaczy, a na koncercie obok nadmuchiwanej świni z "Animals" pojawia się... sympatyczny kangur Skippy.

Muzycy po raz pierwszy przyjechali do Polski w 2008 roku. Szybko okazało się, że nasz kraj - w którym muzyka Pink Floyd cieszy się szczególną popularnością - jest dla nich wymarzonym miejscem do koncertowania. Teraz także wyróżnili Polskę, bo to właśnie w naszym kraju rozpoczną światowe tournée.

Ono także ma być wyjątkowe - po raz pierwszy koncertowi Australijczyków mają towarzyszyć korespondujące z duchem muzyki zespołu wizualizacje 3D (za które odpowiedzialny będzie hollywoodzki maestro efektów specjalnych John Attard) i kwadrofoniczny system dźwiękowy.

Jak zapewniają sami muzycy, "nigdy nie byli tak mocni" jak teraz. Na ile to prawda, przekonamy się już w ten poniedziałek.


UWAGA! KONKURS

Mamy dla Państwa cztery podwójne zaproszenia na koncert The Australian Pink Floyd Show w hali Ergo Arena w poniedziałek o 20:00.

Wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe: Czy formacja The Australian Pink Floyd Show gościła już w Polsce?
Odpowiedzi wraz z numerem telefonu prosimy wysyłać na adres: [email protected]. Na zgłoszenia czekamy w piątek (21 stycznia) do godziny 16:00. O wygranej poinformujemy telefonicznie.

Powodzenia

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto