Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyspa Sobieszewska to eldorado dla poszukiwaczy skarbów. Można tam znaleźć wiele pamiątek

Marek Adamkowicz
Członkowie Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu odnaleźli na Wyspie Sobieszewskiej metalową skrzynię. To ślad historii, która prowadzi na drugi koniec świata - pisze Marek Adamkowicz

Wyspa Sobieszewska bywa nazywana Wyspą Skarbów i nie jest to bynajmniej nawiązanie do powieści R. L. Stevensona. Ta odległa część Gdańska to istne eldorado dla poszukiwaczy pamiątek z lat II wojny światowej. W 1945 r. na wyspie szukało schronienia tysiące żołnierzy i cywilów niemieckich. Śladem ich obecności są najrozmaitsze artefakty, od broni do rzeczy osobistych, które do dziś są odkrywane.

W ostatnich miesiącach poszukiwania (legalne!) prowadzą na wyspie członkowie Sekcji Historyczno-Eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu. Wśród przedmiotów, które udało się im znaleźć, jest skrzynia pocztowa z grubo ocynkowanej stali. Na ściance zachował się napis "SMS Wörth". To nazwa niemieckiego okrętu z przełomu XIX i XX w.

Czytaj także: Sekcja Historyczno-Eksploracyjna chce odłączyć się od TPS. Przynależność ogranicza możliwości

- Nie wiemy, w jaki sposób skrzynia trafiła na wyspę - przyznaje Marcin Tomaszewski, poszukiwacz. - Prawdopodobnie została wyniesiona z okrętu podczas złomowania i była wykorzystywana wtórnie. Znaleźliśmy ją na dnie zasypanej ziemianki z lat ostatniej wojny.

Droga w daleki świat

Okręt Jego Cesarskiej Mości (SMS) Wörth zbudowany został w stoczni Germania w Kilonii. Prace rozpoczęto w 1890 r., a do służby jednostka weszła trzy lata później. Oprócz SMS Wörth w tej serii powstały okręty Kurfürst Friedrich Wilhelm, Weissenburg oraz Brandenburg, od którego też nazwę wzięła klasa pancerników.

Budowa tego rodzaju jednostek wpisywała się w wyścig po kolonie, w jakim pod koniec XIX w. udział brały mocarstwa światowe. Żeby zamorskie posiadłości utrzymać, konieczna była silna marynarka wojenna. Stąd w Anglii, Rosji czy Niemczech przybywało coraz większych i lepiej uzbrojonych jednostek.

Okazją do wypróbowania walorów SMS Wörth było powstanie bokserów w Chinach. Rewolta wybuchła w 1899 r. i była skierowana przeciw białym kolonizatorom. Celem ataków stali się misjonarze i chińscy chrześcijanie. Jednym z zamordowanych był poseł niemiecki Klemens von Kettler. Na reakcję mocarstw nie trzeba było długo czekać. Do akcji wkroczyły wojska japońskie, rosyjskie, amerykańskie, brytyjskie, francuskie. Nie zabrakło też Niemców. Do historii przeszła mowa, którą przy okazji pożegnania korpusu ekspedycyjnego wygłosił cesarz Wilhelm II.

Czytaj także: Miasto kontroluje finanse Towarzystwa Przyjaciół Sopotu

- Istnieją wielkie zadania zamorskie, które przypadły w udziale nowo powstałej Rzeszy Niemieckiej; zadania te są o wiele większe, niż tego spodziewało się wielu moich rodaków - nawoływał kajzer. - Środkiem, który jemu to umożliwi, jest nasze wojsko. Czeka was wielkie zadanie. Macie wymierzyć pokutę za wielkie bezprawie, jakie zostało popełnione. Chińczycy pogwałcili prawo międzynarodowe, w sposób niesłychany w historii świata, wystawili na urągowisko osobę posła i obowiązki gościnności. Jest to tym bardziej oburzające, że zbrodnia została popełniona przez naród, który jest dumny ze swej prastarej kultury. Wykażcie czynem starą pruską tężyznę, wykażcie, że jesteście chrześcijanami ochoczo znosząc cierpienia. Gdy staniecie w obliczu nieprzyjaciela, bijcie go!
Wiedzcie: nie będzie żadnej litości! Jeńców nie będziemy brać!

Jak przed tysiącem lat Hunowie pod wodzą swego króla Attyli pozyskali sławę, która przetrwała jeszcze po dziś dzień w podaniach i bajkach, tak niechaj przez was nazwa Niemiec utrwali się w Chinach na 1000 lat w taki sposób, aby nigdy już żaden Chińczyk nie odważył się nawet krzywo spojrzeć na Niemca.
Błogosławieństwo Boże niech będzie z wami!

Modlitwy całego ludu i moje życzenia wam towarzyszą i każdemu z osobna. Otwórzcie drogę kulturze na zawsze!
W eskadrze, którą wysłano do Azji był m.in. SMS Wörth. W sierpniu 1900 r. okręt pojawił się w Hongkongu, a od września do października stacjonował w Taku. Następnie przeszedł naprawy w Nagasaki. Do Wilhelmshaven pancernik powrócił w sierpniu 1901 r.

Wielka Wojna na falach

Kiedy wybuchła I wojna światowa Wörth był już jednostką przestarzałą. Mimo to wykorzystywano go do działań na Morzu Północnym oraz na Bałtyku, m.in. w 1915 r. pancernik został wysłany do Libawy na Łotwie. W marcu 1916 r. został skierowany do Gdańska. Wyznaczono mu rolę pływających koszar. Trzy lata później, a więc już po wojnie, sprzedano go na złom. Nie inaczej zakończyła się kariera innego uczestnika wyprawy do Chin, SMS Brandenburg, który również został pocięty na żyletki w Gdańsku. Końca wojny nie doczekał natomiast SMS Kurfürst Friedrich Wilhelm. Sprzedany razem z SMS Weissenburg do Turcji, został w sierpniu 1915 r. zatopiony przez brytyjski okręt podwodny E 11. Z kolei Weissenburg pozostawał w tureckiej służbie do 1938 r., a pocięto go na złom dopiero w roku 1952!

- Znalezienie skrzyni pochodzącej z cesarskiego pancernika na pewno jest ciekawostką - mówi Marcin Tomaszewski. - Skrzynię zamierzamy przekazać do Centralnego Muzeum Morskiego, mamy więc nadzieję, że każdy będzie mógł ją zobaczyć.

Przygody Buntkowskiego

Wśród żołnierzy, których wysłano do tłumienia powstania bokserów, nie brakowało Polaków. Jako że Polski nie było na mapie świata, walczyli pod obcym sztandarem. Tak właśnie było z Kazimierzem Buntkowskim, ojcem Lecha Bądkowskiego, dziennikarza, literata i regionalisty, rzecznika Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Sierpniu '80.

Kazimierz Buntkowski, bo tak w zniekształconej formie wersji brzmiało nazwisko Bądkowski, urodził się w 1882 r. w Lubiczu pod Toruniem. W młodości trafił do Hamburga. Powołany do cesarskiego wojska, służył w piechocie morskiej.

Czytaj także: Zbigniew Okuniewski nie jest już przewodniczącym Sekcji Historyczno - Eksploracyjnej sopockiego TPS

- Był to czas powstań tubylców w niemieckich koloniach - przypomina Andrzej Bądkowski, wnuk Kazimierza. - Dziadka skierowano najpierw do Niemieckiej Afryki Wschodniej, potem do Namibii, a wreszcie - via Oceania - do Chin.

Kampania odbiła się na zdrowiu Buntkowskiego. Zmagał się z chorobami tropikalnymi, w końcu przestał nadawać się do służby. Zwolniony z wojska zaczął robić karierę w Chinach. Tam też wybudował dwupiętrowy dom, który nazwał Villa Buntkowski, chciał nawet sprowadzić do siebie rodzinę. W 1908 r. przyjechał w rodzinne strony i tutaj zakochał się w Zofii Faustmann. Wziął z nią ślub. Nowożeńcy zamieszkali w Tsingtao, niemieckiej kolonii w Chinach, gdzie przyszedł na świat ich pierworodny syn Tadeusz. Sielanka nie trwała jednak długo. Tuż po wybuchu I wojny światowej Tsingtao znalazło się w oblężeniu. Kazimierz Buntkowski wziął udział w obronie miasta. Walki, choć krótkie, były bardzo zacięte. W końcu niemiecki garnizon musiał skapitulować.

- Dziadek nie poszedł do niewoli - opowiada Andrzej Buntkowski. - Został cywilem i razem z rodziną uciekł na statku pod neutralną holenderską banderą.

Niedługo po powrocie do kraju, w styczniu 1920 r., przyszedł na świat jego drugi syn Lech.Ale to już całkeim inna historia.

[email protected]

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto