Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ważny adres - Kościuszki 10 w Sopocie. Tu urodził się Klaus Kinski

Gabriela Pewińska
Rozmowa z Wojciechem Kassem - Dlaczego właściwie zacząłeś chodzić śladami Kinskiego w Sopocie? - To się wzięło z fascynacji malarstwem Kaspara Friedricha, którym przy wielu swoich filmach posiłkował się Werner ...

Rozmowa z Wojciechem Kassem

- Dlaczego właściwie zacząłeś chodzić śladami Kinskiego w Sopocie?

- To się wzięło z fascynacji malarstwem Kaspara Friedricha, którym przy wielu swoich filmach posiłkował się Werner Herzog. Swoje genialne role Klaus Kinski zagrał właśnie w filmach tego wielkiego reżysera. W sumie miał na swoim koncie 300 ról, 300 ról teatralnych i filmowych! Ale te sześć w filmach Herzoga były najbardziej znaczące dla kina światowego. Herzogiem i Kinskim zainteresowała mnie w latach 80. prof. Maria Janion. Prowadziła seminaria na Uniwersytecie Gdańskim, które między innym dotyczyły romantyzmu i egzystencji. Materiały z tych seminariów ukazały się w Wydawnictwie Morskim – bodajże 5 książek. Wspólny tytuł serii brzmiał – Transgresje. W którejś z tych pozycji wyczytałem, że ów niezwykły aktor urodził się w Sopocie. Informacja ta musiała być wzięta z jakiejś biografii niemieckiej, bo było napisane "in Zoppot". Wtedy to udałem się tropem Kinskiego. Ale okazało się, że właściwie niewiele dało się odnaleźć.

- Czego i gdzie szukałeś?

- Przede wszystkim aktu urodzenia w Urzędzie Miasta. I znalazłem go. Wziąłem sobie odpis. Było na nim napisane, że Klaus Gunter Karol Nakszyński - bo tak brzmiało jego nazwisko - urodził się 18 października 1926 roku przy Shchulestrasse 10 (dzisiaj Kościuszki 10 - numeracja od tamtego czasu się nie zmieniła). Jego ojciec, jak wynikało z dokumentów, był aptekarzem. Więc, żeby złapać jakiś ślad, postanowiłem przestudiować historię aptek sopockich. Ale okazało się, że w żadnej nie funkcjonował Nakszyński! Kinski o ojcu bardzo źle pisał w swojej autobiografii "Ja chcę miłości". Że był takim zdegenerowanym aptekarzem, nie wiadomo, czy w ogóle aptekarzem. Ta biografia jest subiektywnym, lekko zwodzącym tropem. Napisał na przykład, że "urodził się w jakiejś dziurze prowincjonalnej". Gdy ten cytat znalazł się w mediach - tuż przed Dniami Kinskiego w Sopocie - od co bardziej zagorzałych obrońców moralności posypały się gromy: "Jak można upamiętniać człowieka, który tak mówi o miejscu swojego urodzenia?!!!!". Moim żelaznym kontrargumentem wtedy był Henryk Sienkiewicz, który - jak wynika z jego listów - kilkakrotnie bywał w Sopocie, o którym pisał, że więcej tam nie pojedzie, bo tam tylko „błota i słota”.

- Zajrzałeś wtedy do tamtego mieszkania, gdzie Kinski przyszedł na świat?

- To wszystko było już tak przebudowane, nie miałem szans by cokolwiek odnaleźć. Chodziłem po tym domu, pukałem do drzwi sąsiadów licząc pewnie na jakiś cud, bo przecież nikt niczego nie mógł pamiętać. Żadnego Nakszyńskiego. Nic. Nie ma co się dziwić, w 1930 ta rodzina przeniosła się do Berlina, ich podróż z Sopotu opisuje też trochę Kinski w autobiografii. Nazwisko Kinski przyjął jako swój pseudonim artystyczny, kiedy w latach 50. zaczął robić karierę aktorską najpierw w środowisku teatralnym, gdzie recytował Viona, gdzie grał postać Chrystusa, gdzie odstawiał prowokacyjne, skandalizujące spektakle. Za ten pseudonim też nam się dostało. W czasie tej, nazwijmy ją, "sprawą Kinskiego w Sopocie" otrzymaliśmy list od potomka arystokratycznej rodziny Kinskich, która była związana z Austro - Węgrami. Jeden z tych potomków był zbulwersowany, pisał - "jak ten aktorzyna mógł sobie przybrać nazwisko z tak ogromnymi tradycjami!"

- Same gromy, a tu wielka feta! Był kwiecień 1994.

- Oprócz zawieszenia tablicy pamiątkowej na ścianie domu, gdzie się urodził, zorganizowaliśmy pokaz filmów z jego udziałem i wielką wystawę portretów i fotogramów Kinskiego autorstwa niemieckiego fotografa - Beat'a Pressera.
Dziś w tym domu znajduje się sklep spożywczy, dwa piętra zajmują pub "Kinski" i jedno mieszkanie. Pubowi przekazaliśmy wszystkie fotogramy Pressera. Dużo pamiątek ma po Kinskim właściciel baru Andrzej Reichel. W tamtym czasie, pewnie zresztą i do dziś to miejsce jest oblegane, przez Niemców też.

- Przyjeżdżali tu wtedy myśląc pewnie, że to muzeum?

- I byli rozczarowani, że to tylko pub. Ale najbardziej niezwykłe jest coś innego. Przemek Reichel, syn właścicieli pubu skończył niedawno szkołę filmową, a jego pracą dyplomową była etiuda o Klausie Kinskim - "Nosferatu Wampir". Na ostatnim piętrze tej kamienicy ojciec ufundował synowi atelier i studio filmowe. Czyż to nie jest wspaniałe?! W domu gdzie urodził się wielki aktor filmowy, rusza nagle filmowa idea, duch Kinskiego ożywa! Wizja, która staje się ciałem, słowem. Życiem.

- Wspomniałeś o Beacie Presserze - pamiętam go. Wyglądał, jakby był bratem Kinskiego!

- Na brata za młody, jak już wyglądał to na syna. Nawiązałem z nim kontakt, w ogóle dowiedziałem się o jego istnieniu poprzez Instytut Goethego. Z radością przyjechał do Sopotu. Kiedy mu powiedziałem, że jest taki podobny do Klausa. Tylko się uśmiał, oczywiście, zdawał sobie z tego sprawę. Mówiło mu o tym wiele osób. O pełnych napięcia relacjach między reżyserem Herzogiem i aktorem Kinskim oscylujących miedzy miłością i nienawiścią, film dokumentalny nakręcił sam Herzog. Powszechnie wiadomo, że Kinski celował do reżysera z broni, wyzywał go od najgorszych, groził, szantażował – istne fiksacje, ekstrawagancje. W „Ja chcę miłości” nie pozostawił na Herzogu suchej nitki. Zresztą książkę tę wydał dla pieniędzy (wiele rzeczy robił dla pieniędzy). Liczyła się sprzedaż, nie prawda. Presser też występuję w dokumencie Herzoga, przecież jako fotograf snuł się za aktorem po różnych planach filmowych i prywatnie. Był także obecny na planie „Aquirry” i Fitzcarralda, które to filmy Herzog kręcił w ekstremalnych warunkach, w Ameryce Płd.

- Próbowałeś wtedy zaprosić do Sopotu Nastassję Kinski, córkę aktora, też znaną już aktorkę.

- Walczyliśmy o to z Maciejem Orłosiem. On wtedy prowadził w telewizji program "Oko w oko". Zapraszał same gwiazdy. Pomyślałem, że możemy to połączyć. On będzie gościł ją u siebie, a przy okazji Nastassja uczestniczyłaby w odsłonięciu tablicy pamiątkowej ojca. Ale nawet telewizji nie udało się jej znaleźć. Była trochę jak ojciec – niespokojny, ciemny duch przemieszczający się z miejsca na miejsce.

- Pamiętam tamten czas. Prezydent Sopotu, wtedy Jan Kozłowski, dyplomatycznie wybrnął. I był na tej uroczystości pod domem rodzinnym aktora i nie był. Wszystko co się działo, śledził z balkonu kamienicy po przeciwnej stronie ulicy.

- To był dobry czas. Zaledwie pięć lat po uzyskaniu niepodległości. Bardzo byłem zadowolony, że udało się nam to zorganizować. Ale pamiętam też, że w dzień tych uroczystości siedziałem w swoim pokoju w urzędzie i byłem kompletnie blady ze stresu. Myślałem, że mi serce pęknie. Strasznie to przeżywałem, bo tyle protestów, oburzenia...

- Dlaczego właściwie atmosfera zrobiła się tak nieprzyjemna?

- Niektórzy zaczęli złorzeczyć, że Kinski to narkoman, że miał 5 tys. kobiet, ekscentryk, szaleniec, deprawator etc. Zaprotestował nawet Kościół, organizacja kombatancka, pewna partia, sopoccy mieszczanie. Podniósł się wrzask: Jak można takiego kogoś upamiętniać tablicą, która jakby nie było jest wykwitem kultury mieszczańskiej. Wszyscy zdawali się mówić, po co nam Kinski, jest tylu bardziej znamienitych, ważniejszych np. polski aktor Cybulski. I proszę, w 1995 zawisła w Sopocie tablica poświęcona Cybulskiemu. Na coś więc Kinski się przydał...

- No a później pojawił się Jerzy Fudala...

- Zaproponował pomnik, który wcale nie był pomnikiem, raczej antypomnikiem. Bo pomnik to jest coś, co wyrasta ponad ziemią, a jego Kinski to miał być śpiący nietoperz. Projekt zakładał, że przechodnie widzieliby na chodniku tylko stopy tej figury, ażeby zobaczyć ją w całości trzeba byłoby wejść pod ziemię niby do jakiejś nieprzyjemnej pieczary. Tam postać byłaby odpowiednio podświetlona. Fudala ubzdurał sobie hasło - Wszystkie ścieki świata łączą się! Poprzez te ścieki niby, idea Kinskiego miałaby opłynąć cały świat... Fantastyczne, co? Ale nie wyszło. Z tego wszystkiego został dziś tylko pub.

Wojciech Kass
Poeta, eseista, członek redakcji Dwumiesięcznika Lietrackiego "Topos". W latach 1994-97 rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Sopocie i organizator "Dni Kinskiego" Dziś pracuje w Muzeum K.I. Gałczyńskiego w Praniu na Mazurach. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W 2007 uhonorowany przez ministra kultury brazowym medalem "Gloria Artis".

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto