Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Augustyniak: „Czeka nas ogromny problem związany z ograniczonym dostępem do leczenia”. Pomorze ma za sobą trzecią falę pandemii?

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
– Ogromne wyzwanie stanie przed kardiologią i onkologią. Zbyt późne postawienie diagnozy i rozpoczęcie terapii przyniesie określone efekty. Choć urzędnicy Ministerstwa Zdrowia starają się o tym głośno nie mówić, czeka nas ogromny problem związany z ograniczeniem dostępności do leczenia – mówi Tomasz Augustyniak, były Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Gdańsku
– Ogromne wyzwanie stanie przed kardiologią i onkologią. Zbyt późne postawienie diagnozy i rozpoczęcie terapii przyniesie określone efekty. Choć urzędnicy Ministerstwa Zdrowia starają się o tym głośno nie mówić, czeka nas ogromny problem związany z ograniczeniem dostępności do leczenia – mówi Tomasz Augustyniak, były Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Gdańsku Konrad Kozlowski/Polskapress
O tym, że ceniony przez wszystkie opcje polityczne Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Gdańsku stracił stanowisko, po tym jak nie zgodził się na zastąpienie szefa słupskiego sanepidu przez protegowaną przez polityka PiS Piotra Muellera mówiono – mimo zaprzeczeń rzecznika rządu – nieoficjalnie od kilku miesięcy. – Potwierdzam, że fakty, o których nieoficjalnie mówiono i pisano, rzeczywiście miały miejsce – twierdzi dziś Tomasz Augustyniak, od początku kwietnia tego roku z-ca dyrektora Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku. – Myślę też, że na temat mojego odwołania powiedziano już i napisano wszystko. Nie chciałbym do tego tematu wracać. Skupiam się na nowej roli. Za co będzie odpowiadać były szef pomorskiego sanepidu? Czy unikniemy czwartej fali pandemii? I jakie zagrożenia czekają na nas po zwycięskiej walce z koronawirusem? To tylko część pytań, jakie zadaliśmy Tomaszowi Augustyniakowi.

Poniedziałek, 12 kwietnia był pierwszym od kilku miesięcy dniem, kiedy na Pomorzu (przy nieco ponad 700 nowych zakażeniach) nie odnotowano ani jednego przypadku zgonu z powodu COVID-19. Czy to oznacza, że trzecią falę pandemii mamy już za sobą?

Wiele sygnałów wskazuje, że szczyt zachorowań może być za nami. Używam słowa „może”, gdyż miarodajność danych przekazywanych w poniedziałki do wiadomości publicznej nie dotyczy weekendu. Wiemy przy tym jednak, że jeszcze przed weekendem doszło do spadku liczby hospitalizacji na wszystkich trzech poziomach szpitali. Z drugiej strony, nie wiadomo, czy tendencja ta nie zostanie zaburzona przez zachowania pewnej części społeczeństwa, jakie mogliśmy obserwować w ostatnią niedzielę. Piękna pogoda sprawiła, że po deptakach, nie tylko w miejscowościach nadmorskich, spacerowały tłumy. Dlatego dopiero w nadchodzącym tygodniu dowiemy się, czy zwiększyło to liczbę zachorowań, czy też jesteśmy po szczycie trzeciej fali.

Trzeciej i już ostatniej?

Wiele zależy od tego, czy przyspieszymy ze szczepieniami. Według zapowiedzi rządowych, szczepionek będzie pod dostatkiem. Wydaje się też, że podejście do organizacji szczepień populacyjnych przez samorządy przebiega właściwie i gwarantuje wydolność systemu szczepień. I choć widmo czwartej fali jest ciągle realne, jednak jej zasięg i liczba zakażeń mogą być dzięki temu ograniczone.

Pod warunkiem, że znajdą się chętni do zaszczepienia i osiągniemy odporność populacyjną. Mamy taką szansę?

Mówimy tu o kwestii świadomości społecznej.

Niestety, nie do końca udało się uświadomić społeczeństwu, że szczepienia są pożądane i bezpieczne.

Wpłynęły na to także kontrowersje związane ze szczepionką firmy AstraZeneca. Chociaż zastrzeżenia się nie potwierdziły, sama dyskusja spowodowała zwątpienie w sens szczepień. Wydaje się, że trzeba wrócić z bardziej zintensyfikowanym przekazem do osób wątpiących, tłumacząc, że szczepienia mają sens, a preparaty są bezpieczne.

A co do odporności populacyjnej, to w drugim kwartale tego roku pojawia się szansa na zaszczepienie nawet 20 milionów dorosłych osób. Docierają do nas także sygnały, że w trzecim, najpóźniej czwartym kwartale, szczepieniami będzie można objąć także dzieci. Wówczas efekt zabezpieczenia społeczeństwa byłby do uzyskania.

Na początku pandemii otrzymywaliśmy dokładne informacje z lokalnych sanepidów o nowych zakażeniach i ofiarach koronawirusa. Znaliśmy ich wiek, płeć, podawano ogniska zakażeń. Dziś wiele osób jest przekonanych, że rzeczywista liczba zakażeń i zgonów nijak się ma do tego, co czytamy w raportach Ministerstwa Zdrowia. Może tu trzeba szukać przyczyn braku zaufania do szczepień?

Obserwujemy konsekwencje zmiany dotyczącej raportowania o zakażeniach. Kryzys zaufania do instytucji publicznych wywołany jest szeregiem komunikatów płynących ze szczebla centralnego oraz decyzji, które podjęto w ostatnich miesiącach.

Niestety, pewne błędy i brak konsekwencji w polityce informacyjnej doprowadziły do sytuacji, że społeczeństwu trudno jest uwierzyć w rzetelność informacji podawanych przez Ministerstwo Zdrowia.

Tak to już jest, że zaufanie trudno odbudować, a łatwo je stracić. Stąd duża część społeczeństwa z dystansem podchodzi obecnie do danych, które prezentuje resort zdrowia.

Pan też?

Poza brakiem pewności co do aktualności pewnych szczątkowych danych, nie mam istotnych podstaw, żeby w całości poddawać je w wątpliwość.

O jakich błędach w polityce informacyjnej Pan mówił?

Są to kwestie związane z czasem raportowania. Wiemy, że informacje o liczbie zgonów podawane są z opóźnieniem sięgającym kilku dni. Dochodziło też czasem do błędów w odczycie danych dotyczących zakażeń. Przypominam, że dzieje się to centralnie i dane są sczytywane z systemu, do którego raportują wszystkie laboratoria. W tym zakresie również nie udało się uniknąć szeregu błędów. Nie mamy też pewności, w jaki sposób to dzisiaj przebiega na poziomie szczebla centralnego. Wcześniej, podczas podawania danych na poziomie regionalnym, można było eliminować poszczególne błędy. Dziś jest to odczyt na dany moment systemu informatycznego, który, jak pokazują ostatnie doświadczenia, może zawieść. To pokazuje, że wcześniejszy układ raportowania przez szczeble regionalne do systemu centralnego, gdzie odbywało się sumowanie, był bardziej wrażliwy na eliminację błędów. Z przykrością obserwuję, że każdy taki błąd nie sprzyja budowaniu zaufania społecznego.

Od czego trzeba zacząć odbudowywanie tego zaufania?

Zadała Pani jedno z najtrudniejszych pytań. Wiele się zadziało. W obecnej sytuacji sporo „zawdzięczamy”politykom. To oni, przez ponad rok trwania pandemii, wysyłali często sprzeczne sygnały. Apelowałbym, by próbowano urzetelnić ten przekaz, nie popełniając już w przyszłości podobnych błędów.

Dzisiaj po stronie władzy powinna powstać jakaś koncepcja przekazu, pozwalająca na uzyskanie zaufania w komunikacji o zdrowiu. Jest to szalenie trudne zadanie.

Skoro już mówimy o polityce, to Pan także, jako Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Gdańsku, dostał się w jej tryby. Nieoficjalnie mówiono, że stracił Pan stanowisko, po tym jak nie zgodził się na zastąpienie szefa słupskiego sanepidu przez protegowaną rzecznika rządu Piotra Muellera. Czy dostał już Pan od poprzednich przełożonych oficjalne wyjaśnienie powodów nieoczekiwanej dymisji?

Nie otrzymałem takiej informacji. Myślę też, że na temat mojego odwołania powiedziano już i napisano wszystko i nie chciałbym do tego tematu wracać. Skupiam się na nowej roli. Zamierzam wykorzystywać na obecnym stanowisku wiedzę i doświadczenie, jakie zdobyłem pracując po stronie administracji rządowej.

Nie da się jednak ukryć, że o pozostanie Pana na stanowisku szefa pomorskiego sanepidu walczyli na Pomorzu ponad podziałami politycznymi lokalni politycy i urzędnicy. Jednym głosem mówili w tej sprawie wojewoda i marszałek, pracownicy sanepidów, Okręgowa Izba Lekarska, interweniowali pomorscy posłowie. Czy ich klęska w tej walce pokazuje, w jaki sposób ambicje polityków szczebla centralnego przekładają się na pracę instytucji w poszczególnych regionach?

Mogę tylko ubolewać nad tym, że dzisiejsze zarządzanie w instytucjach publicznych – jeśli chodzi o dobór kadr – rzeczywiście jest oparte o tego typu działania. A mój przykład bardzo dokładnie to obrazuje. Ponad wszelką wątpliwość wiemy, że nie jestem wyjątkiem. Podobne sytuacje, niestety, już wcześniej i później się zdarzały. To przykre, ale żyjemy w czasie, kiedy takie zasady obowiązują.

Nie mam w tym zakresie nic już do dodania. Poza tym, że – jak zapewne już Państwo wiecie – potwierdzam, że fakty, o których nieoficjalnie mówiono i pisano, rzeczywiście miały miejsce.

Czym będzie się Pan zajmował jako wiceszef Departamentu Zdrowia Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego?

Do moich kompetencji zapisano szeroko pojęty nadzór właścicielski nad podmiotami leczniczymi, które leżą w gestii samorządu województwa pomorskiego. Budujemy też system nadzoru, który będzie koordynował, z poziomu samorządu województwa, plany medyczne podległych mu jednostek. Dodatkowo, w związku z trwającą pandemią, dochodzi bieżąca praca, m.in. wspieranie organizacji powstających u nas punktów szczepień powszechnych.

W Warszawie wybuchł spór o to, że rząd zamierza otworzyć w stolicy tylko jeden punkt szczepień powszechnych. Czy na Pomorzu obędzie się bez konfliktów?

W tym zakresie ostateczną decyzję podejmują wojewoda pomorski wraz z dyrektorem oddziału wojewódzkiego NFZ. Utworzenie dodatkowych punktów szczepień populacyjnych obwarowane jest szeregiem warunków, m.in. wydajnością takich punktów na poziomie powiatów. Założenia, które poczynił Narodowy Fundusz Zdrowia, rzeczywiście gwarantują dużą i w miarę równomierną dostępność szczepień na terenie województwa.

I nie trzeba będzie jeździć kilkadziesiąt kilometrów na szczepienie?

Wydaje się, że nie. Aczkolwiek, są takie obszary województwa, które wymagają włożenia większej pracy, by znaleźć tam potencjał, by dostępność do szczepień stworzyć. Myślę, że się uda, bo wiele podmiotów w tym celu współpracuje.

Jakie będzie najbliższe lato? Czy na Pomorze przyjadą turyści, czy my będziemy mogli gdzieś wyjechać?

Wydaje się, że jeśli uda się zrealizować ambitny plan szczepień, możemy liczyć na pewne złagodzenie obostrzeń i latem będziemy mogli zachowywać się dużo bardziej swobodnie w porównaniu z obecnym czasem. Jednak co do pełnej ochrony i optymalnego zabezpieczenia społeczeństwa, będziemy potrzebować jeszcze kolejnych miesięcy. To oczywiście nie wyklucza powrotu klimatu wakacyjnego pod kątem mobilności.

W jednym z wywiadów minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział, że pandemia nigdy się nie skończy. Też jest Pan pesymistą?

Nie zamierzam komentować wypowiedzi ministra zdrowia. Osobiście uważam, że musimy już teraz zacząć myśleć, co będzie po tym, jak opadnie fala zakażeń. Poza pandemią, której podporządkowany jest cały system ochrony zdrowia, nadal mamy problemy, z jakimi borykaliśmy się już wcześniej. Pojawiają się pytania, w jakiej kondycji zdrowotnej będzie społeczeństwo, które przecież także cierpi na szereg innych chorób. I jak to się wszystko skończy, jakie będą tego konsekwencje? Mam tak naprawdę bardzo złe przeczucia, jeśli o tę kwestię chodzi.

W kolejce do leczenia ustawią się osoby cierpiące na powikłania po covidzie, dojdą też tłumy pacjentów, którzy w ostatnim roku nie widzieli na oczy lekarza. Będzie im można pomóc?

Ogromne wyzwanie stanie przed kardiologią i onkologią. Zbyt późne postawienie diagnozy i rozpoczęcie terapii przyniesie określone efekty. Choć urzędnicy Ministerstwa Zdrowia starają się o tym głośno nie mówić, czeka nas ogromny problem związany z ograniczeniem dostępności do leczenia.

– Nie mam w tym zakresie nic już do dodania. Poza tym, że – jak zapewne już Państwo wiecie – potwierdzam, że fakty, o których nieoficjalnie mówiono i
– Nie mam w tym zakresie nic już do dodania. Poza tym, że – jak zapewne już Państwo wiecie – potwierdzam, że fakty, o których nieoficjalnie mówiono i pisano, rzeczywiście miały miejsce – mówi Tomasz Augustyniak, były Państwowy Wojewódzki Inspektor Sanitarny w Gdańsku Karolina Misztal
FAQ - wszystko o koronawirusie i COVID-19

Co należy wiedzieć o wirusie SARS-CoV-2 i wywoływanej przez niego chorobie COVID-19? Sprawdź odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania!

Co to jest koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 to jeden z siedmiu poznanych dotąd gatunków koronawirusów ludzkich, które wywołują zakażenia układu oddechowego. Oprócz nowego koronawirusa są to także wirusy przyczyniające się do łagodniejszych infekcji sezonowych, które są odpowiedzialne za 15-30 procent zachorowań uznawanych za grypę. Nowy koronawirus jest spokrewniony z wirusami SARS-CoV i MERS, które wywołały epidemie w XXI wieku, jednak ich nasilenie nie było tak duże, jak rozmiary obecnej pandemii.

Jak wygląda koronawirus?

Koronawirus to typ wirusa, który składa się z materiału genetycznego w postaci nici RNA zamkniętej w otoczce. Na jej powierzchni posiada charakterystyczne wypustki, które przypominają koronę. W wypustkach zawarte są białka, dzięki którym wirus wnika do komórek, a po zainfekowaniu namnaża się w ich wnętrzu i rozprzestrzenia w organizmie.

Jak przenosi się koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 przenosi się poprzez wydzieliny chorego, a więc poprzez kichanie, kasłanie, mówienie, a także oddychanie. Wydostając się tą drogą z organizmu jest obecny w powietrzu, również w postaci rozpylonego aerozolu, osiada też na powierzchniach (zwłaszcza podłogach) i przedmiotach. Jest ponadto obecny w moczu i stolcu zakażonego, i z tego powodu można zarazić się nim w toalecie. Źródłem infekcji jest nie tylko wdychanie drobin zawierających wirusa, ale też dotykanie skażonych powierzchni, a następnie ust, nosa lub oczu, jak również spożywanie zanieczyszczonych nim produktów spożywczych, również mrożonych.

Kiedy skończy się pandemia koronawirusa?

Pandemia koronawirusa, czyli epidemia o zasięgu światowym, począwszy od grudnia 2019 roku przybiera jedynie na sile. Istnieją co prawda teorie, że może wygasnąć sama, gdy zarazi się 45-60 procent społeczeństwa i nie będzie już kolejnych potencjalnych ofiar. Scenariusz osiągnięcia tzw. odporności stadnej (inaczej zbiorowej) nie jest jednak potwierdzony i wiąże się z dużym odsetkiem zgonów, dlatego jedyną nadzieją na zakończenie epidemii jest wynalezienie skutecznej i bezpiecznej szczepionki, a następnie wprowadzenie masowych szczepień. Może to się udać najwcześniej w 2021 roku.

Skąd się wziął koronawirus?

Nowy koronawirus pochodzi z Chin, a za jego źródło uważa się targ rybny w mieście Wuhan w prowincji Hubei. Tak, jak wiele koronawirusów, jest to wirus odzwierzęcy, jednak do tej pory nie potwierdzono z wszelką pewnością, od jakiego gatunku zwierząt pochodzi. Naukowcy wskazują na nietoperze z rodziny podkowcowatych, jednak w grupie podejrzanych przez jakiś czas znajdowały się także łuskowce. Na początku pandemii pojawiły się ponadto przypuszczenia, że do rozwoju epidemii przyczyniły się także bezdomne psy.

Czym różni się infekcja koronawirusem od grypy?

Choć średnio co piąta infekcja grypopodobna jest spowodowana zwykłymi koronawirusami ludzkimi, jego nowy gatunek w postaci SARS-CoV-2 jest dużo bardziej niebezpieczny i u części chorych atakuje również narządy poza układem oddechowym. Prawdziwa grypa jest wywoływana przez wirusy grypy, natomiast nowy koronawirus wywołuje COVID-19. Choć mogą powodować podobne objawy, COVID-19 jest bardziej zaraźliwy od grypy i u niektórych wiąże się poważnymi powikłania. Objawy zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 zwykle rozwijają się dłużej, bo 2-14 dni, a średnio 5 dni (dla grypy to 1-4 dni), a chorzy z COVID-19 dłużej zarażają też innych. Podczas gdy istnieją skuteczne leki i szczepionki przeciw grypie, na efektywne środki przeciw COVID-19 trzeba jeszcze poczekać.

Co to jest COVID-19?

COVID-19 to oficjalna nazwa choroby wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Jest to wysoce zakaźna infekcja, która może powodować śmiertelne powikłania. Wciąż nie ma w pełni skutecznego leku na COVID-19 ani też przeciwdziałającej mu szczepionki, która mogłaby być podawana profilaktycznie.

Jakie choroby wywołuje koronawirus?

Koronawirus SARS-CoV-2 wywołuje chorobę nazwaną COVID-19. Najczęściej jest to zakażenie dróg oddechowych mogące skutkować zapaleniem płuc, choć u części chorych koronawirus atakuje też (jednocześnie lub osobno) układ pokarmowy. W procesie rozwoju choroby koronawirus może powodować też zmiany w układzie nerwowym, krwiotwórczym, głównych narządach (m.in. serce, nerki, wątroba), naczyniach krwionośnych i skórze. Skutkiem powikłań zakażenia mogą być stany bezpośrednio zagrażające życiu, takie jak udar mózgu, zapalenie wielonarządowe czy zespół niewydolności oddechowej (ARDS).

Ile osób umiera z powodu koronawirusa, a ile zdrowieje?

Według statystyk 99 procent zakażonych koronawirusem przechodzi infekcję łagodnie, a tylko w 1 procent przypadków ma ona przebieg ciężki lub krytyczny. Tylko 3 procent wszystkich przypadków na świecie, które uznano za zamknięte, zakończyło się śmiercią pacjenta, natomiast odsetek zgonów w Polsce to 4 procent. Odsetek pacjentów wyleczonych lub zwolnionych ze szpitala w naszym kraju wynosi więc 96 procent.

Czy zakażenie koronawirusem może nie powodować objawów?

Jest to sytuacja stosunkowo częsta, bo według badań w momencie uzyskania dodatniego wyniku testu na koronawirusa objawów nie ma 20-40 proc. zakażonych. Choć u części osób objawy mogą pojawić się pod dłuższym czasie, liczonym nawet w tygodniach, u innych nie wystąpią wcale lub będą niespecyficzne, a przez to nie zostaną uznane za oznakę zakażenia (jak to bywa w przypadku zmęczenia czy bólów głowy). Objawów infekcji najczęściej nie mają dzieci, choć po pewnym czasie może ona i tak doprowadzić do ciężkich powikłań w postaci wielonarządowego zapalenia. Osoby bezobjawowe mogą zarażać innych, choć nie z takim nasileniem, co te kaszlące i kichające.

Jakie są objawy koronawirusa?

Objawy zakażenia koronawirusem próbowano klasyfikować na różne sposoby, a obecnie obowiązuje m.in. ich podział według nasilenia COVID-19:

  1. objawy grypopodobne bez gorączki: ból głowy, utrata węchu, bóle mięśni, kaszel, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak gorączki.
  2. objawy grypopodobne z gorączką: ból głowy, utrata węchu, kaszel, ból gardła, chrypa, gorączka, utrata apetytu.
  3. objawy żołądkowo-jelitowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, biegunka, ból gardła, ból w klatce piersiowej, brak kaszlu.
  4. objawy ciężkie 1. stopnia ze zmęczeniem: ból głowy, utrata węchu, kaszel, gorączka, chrypa, ból w klatce piersiowej, zmęczenie.
  5. objawy ciężkie 2. stopnia z dezorientacją: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni.
  6. objawy ciężkie 3. stopnia, brzuszne i oddechowe: ból głowy, utrata węchu i apetytu, kaszel, gorączka, chrypa, ból gardła, ból w klatce piersiowej, zmęczenie, dezorientacja, bóle mięśni, spłycony oddech, biegunka, ból brzucha.

Jak można wykryć koronawirusa?

Obecność koronawirusa w organizmie stwierdza się poprzez wykrycie jego genów (nici RNA) w wydzielinie pobranej z nosogardzieli, ewentualnie ze śliny. Badaniem, które umożliwia jego identyfikację, jest tzw. reakcja łańcuchowa polimerazy z odwrotną transkrypcją RNA (RT-PCR, inaczej badanie genetyczne lub molekularne), którą mogą przeprowadzać jedynie wyspecjalizowane laboratoria. Natomiast dopuszczone od listopada badanie diagnostyczne w postaci testów immunologicznych (serologicznych) nie wykrywa koronawirusa, tylko przeciwciała wytworzone przez organizm, by móc go zwalczyć. Tym samym dodatni wynik tego testu wskazuje na infekcję aktywną lub już przebytą.

Jak chronić się przed koronawirusem?

Jedynym sposobem ochrony przed zakażeniem koronawirusem jest unikanie kontaktów z jego potencjalnymi nosicielami. Oznacza to przede wszystkim izolację domową, a w miejscach publicznych – stosowanie środków profilaktycznych takich jak dystans społeczny (1,5-2 metry odstępu między ludźmi), noszenie maseczek ochronnych zakrywających usta i nos oraz skrupulatną higienę dłoni. Zalecane jest ponadto zachowanie higieny podczas spożywania i przygotowywania posiłków, a także odpowiednia obróbka termiczna produktów pochodzenia zwierzęcego.

Jak długo trwa infekcja koronawirusem?

Czas ten zależy od nasilenia infekcji. Większość osób z łagodnymi objawami zakażenia wraca do zdrowia w ciągu 30-60 dni. Natomiast w przypadku przeważającej części pacjentów w stanie ciężkim zdrowienie trwa powyżej 60-90 dni. W przypadku utrzymywania się symptomów infekcji przez wiele tygodni mówimy o tzw. długim COVID-19. U części pacjentów zmiany w organizmie wywołane przez COVID-19 mogą być trwałe. Mogą obejmować zmniejszenie powierzchni czynnej płuc, uszkodzenia mięśnia sercowego z arytmią, niewydolność nerek, zakrzepicę żył głębokich czy stany pozapalne jelit. Ozdrowieńcy, którzy mają za sobą krytyczny przebieg choroby, mogą wymagać długotrwałej rehabilitacji i opieki zdrowotnej.

Co robić przy podejrzeniu zakażenia koronawirusem?

Podejrzewając zakażenie koronawirusem należy wykonać test w jego kierunku, który ze skierowaniem lekarskim jest bezpłatny, a bez skierowania kosztuje 350-500 zł. Jeżeli objawy infekcji występują dłużej, np. przez tydzień, można wykonać test na przeciwciała (na podobnych warunkach). Aby uzyskać skierowanie, należy umówić się na teleporadę w przychodni POZ lub za pomocą formularza dostępnego na stronie Ministerstwa Zdrowia. Wyjątkiem są dzieci do 2. roku życia, które muszą być zbadanie przez lekarza. Po wystawieniu skierowania należy udać się do punktu pobrań; osoby zmotoryzowane mogą udać się też do mobilnego punktu pobrań. W sytuacji, gdy przy infekcji pojawi się duszność, ucisk w klatce piersiowej i problemy z oddychaniem, należy wezwać karetkę lub udać się prywatnym samochodem do szpitala zakaźnego.

Co to jest osocze ozdrowieńców?

Osocze ozdrowieńców to preparat pozyskiwany z krwi osób, które wyzdrowiały z COVID-19. Zawiera ono przeciwciała anty-SARS-CoV-2, które organizm wytwarza w celu zwalczenia koronawirusa. Podawanie ich chorym na drodze transfuzji stanowi metodę leczenia, która łagodzi objawy i skraca czas trwania choroby. Osocza wciąż brakuje, dlatego o jego oddawanie apelują nie tylko lekarze, ale też rząd.

Jak leczyć infekcję koronawirusem?

Ponieważ nie istnieje całkowicie skuteczny środek zwalczający koronawirusa, a te stosowane w ciężkich przypadkach są dostępne tylko w szpitalach, COVID-19 leczy się jedynie w sposób objawowy. Oznacza to, że środki stosowane w leczeniu domowym mogą jedynie łagodzić symptomy infekcji takie jak kaszel, ból gardła, katar, gorączka, ból mięśni czy zapalenie spojówek. W tej roli sprawdzają się preparaty ogólnie dostępne bez recepty w aptekach i drogeriach, które podaje się również przy zwykłych infekcjach oddechowych. W przypadku terapii w szpitalu skuteczne jest leczenie za pomocą osocza ozdrowieńców, musi jednak być rozpoczęte w maksymalnie ciągu kilku dni od początku infekcji i zawierać odpowiednio wysoki poziom przeciwciał anty-SARS-CoV-2.

Najnowsze informacje z regionu o zagrożeniu koronawirusem!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto