Raz ma na imię Esther, kiedy indziej - Maria, jak bohaterka pana najnowszej powieści "Panna Ferbelin". Ciągle pisze Pan o tej samej kobiecie?
Bohaterki moich książek są rzeczywiście trochę do siebie podobne. Zmieniają się tylko ich stroje. Może dlatego, że kiedy o nich piszę, mam przed oczami zwykle tę samą kobietę...
Nim wyjaśnimy, kim jest Pańska Muza, porozmawiajmy o Marii Ferbelin. Jest gotowa na wszystko, żeby ocalić ukochanego. Posuwa się nawet do czynu niegodnego.
Ona robi wszystko, by uratować człowieka nazywanego Nauczycielem z Neustadt, który przybył do Gdańska i został niesprawiedliwie skazany na śmierć. Panna Ferbelin dopuszcza się z pewnością czynów niemoralnych. W tle mojej powieści pojawia się dość ryzykowne pytanie: Czy jest jakaś dopuszczalna cena, jaką należałoby zapłacić za to, by na przykład uratować Jezusa od ukrzyżowania?
Stefan Chwin: Kiedy życia nie da się znieść
Można porwać dziecko?
Pytanie jest okropne, ale jaką prostą odpowiedź można na nie znaleźć? Bo czy jest coś cenniejszego niż życie Nauczyciela, który przyszedł do ludzi z Dobrą Nowiną, by ich ocalić? A jeśli świat został tak skonstruowany, że nie można osiągnąć dobra bez zranienia dobra? Jest to pewnie myśl dość pesymistyczna, więc może należy ją raczej ukrywać przed ludźmi ze względów pedagogicznych…
Ale pisze Pan przecież dla dorosłych. W "Pannie Ferbelin" odwraca Pan role, zwykle to mężczyzna ratuje kobietę, tu jest odwrotnie.
Trochę na przekór oczekiwaniom kobiet, które żywią na ogół przekonanie, że to mężczyzna powinien być wybawcą.
Nowa gdańska powieść Stefana Chwina - "Panna Ferbelin"
Rycerzem?
Cóż, moją uwagę przyciągają kobiety, które są mocniejsze, mądrzejsze i głębsze od mężczyzn.
To się czasem zdarza w przyrodzie. Ale wracając do dziecka: jest straszne. Mały potwór.
To jest dziecko przede wszystkim bardzo nieszczęśliwe.
Nie ma matki.
Chłopiec nie ma matki i jest przekonany, iż ponosi winę za jej śmierć, bo jego matka umarła podczas porodu. Kiedyś spotkałem kogoś, kto przez całe życie nosił w sobie podobny uraz. Próbował wytłumaczyć sobie, że przecież nie powinien siebie oskarżać, bo jaka, na Boga, była jego wina? Ale rozum swoje, a serce - swoje. Chłopiec w mojej powieści jest zły, ale jednocześnie sam cierpi. I wcale nie znajduje przyjemności w czynieniu zła. Robi rzeczy bardzo niedobre, ale robiąc je, broni się przed niezawinionym bólem. On powinien raczej budzić litość i współczucie. Ale my bardzo nie lubimy myśleć, że źli ludzie, którzy nas krzywdzą, mogą być źli właśnie dlatego, że cierpią.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?