Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spacer po kurorcie. Monte Carlo północy w szponach hazardu, „aleją wisielców” na sopockie molo

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Grand Hotel - uznawany za jeden z najbardziej luksusowych hoteli w Polsce
Grand Hotel - uznawany za jeden z najbardziej luksusowych hoteli w Polsce 123rf
Wędrówkę zaczynamy od dawnego Grand Hotelu. Pojawił się on dlatego, że w mieście działało kasyno, które było jak magnes dla amatorów hazardu, a o samym Sopocie przed wojną mówiono, że to Monte Carlo północy.

Kasyno w 1920 otwarto za sprawą dwóch przedsiębiorczych berlińczyków...

- Początkowo mieściło się w Domu Zdrojowym, potem w dobudowanym skrzydle. Władze miasta przez rok uważnie przypatrywały się, następnie wykupiły kasyno za ogromne pieniądze i powołały specjalna spółkę, w skład której wchodziły gminy Wolnego Miasta Gdańska. Środki wpływające do kasy Sopotu z tej inwestycji pozwoliły na wybudowanie w 1927 roku „Kasino Hotel” - opowiada Tomasz Kot, historyk, przewodnik i znawca historii Sopotu.

Podejrzenie o korupcję

- Chociaż nie obyło się bez kontrowersji. Dlatego, że teoretycznie wygrał inny projekt, ponoć zgłoszony zbyt późno. Pojawiły się więc podejrzenia o korupcję, ale nikogo w sumie nie aresztowano, nikomu nie wytoczono procesu. O nowo otwieranym hotelu nadburmistrz Sopotu mówił, że jest on „Największy i najbardziej elegancki w Północnej Europie”. Ceny w nim były o jedną trzecią - czasami o połowę - wyższe niż w innych najelegantszych sopockich hotelach, takich jak Metropol i Werminghoff Hotel.

Po wojnie krążyło wiele opowieści o przegranych w kasynie fortunach. Zanim można było zasiąść do gry, trzeba było kupić kartę wstępu. W ruletkę grano już od godziny 11 przed południem do godziny 1 w nocy. Wojskowi i wyżsi urzędnicy polscy mieli kategoryczny zakaz gry.

- W mieszkaniu naprzeciw wejścia do kasyna ulokowany był agent polskiego wywiadu, który przekazywał Wysokiemu Komisarzowi RP w Gdańsku raporty: kto z polskich urzędników nawiedza kasyno, w jakim towarzystwie i jakie sumy przegrywa - opowiada Tomasz Kot. - Było to o tyle uzasadnione, że kasyno pozostawało na celowniku niemieckiego wywiadu wojskowego. Ponieważ przegrywający, za spłatę długów, skłonni byli niekiedy podjąć współpracę z obcym wywiadem. Hotel pozostawał w sferze zainteresowań służb specjalnych, także w okresie powojennym.


W czasie wojny był miejscem rehabilitacji żołnierzy niemieckich
, a potem szpitalem polowym. Rosjanie zrobili w nim również lazaret.

- Naprzeciwko, na kortach, Rosjanie trzymali konie - opowiada historyk. - Do dzisiaj na niektórych drzewach, od strony kortów, jak dokładnie się przyjrzeć, są wybite podkowy. Rosjanie wbijali je żeby wiązać konie. Podkowy są już wyrośnięte w drzewa, ale jeszcze można dostrzec, jak wystają zardzewiałe fragmenty.

Wśród gości, którzy tu nocowali, byli m.in. Ignacy Mościcki, Adolf Hitler, Joachim von Ribbentrop, Leni Riefenstahl i Fidel Castro.

- Kiedy miał tu nocować Charles de Gaulle, a był naprawdę bardzo wysokim mężczyzną, okazało się, że hotel nie dysponuje łóżkiem, na którym mógłby wypocząć prezydent Francji. Na szczęście, po długich poszukiwaniach, znaleziono takie w Muzeum Narodowym w Warszawie - mówi Tomasz Kot.

Czerwone Gitary - debiut

To w „Grandzie” zadebiutowali polscy Beatlesi - „Czerwone Gitary”.

- Oficjalnie jako „Czerwone Gitary” wystąpiliśmy po raz pierwszy 23 stycznia w Sali Turystycznej sopockiego Grand Hotelu, inaugurując zimowy Non-Stop - wspominał Jerzy Kossela, jeden z twórców i pierwszych liderów zespołu.

W „Grandzie” zatrzymywali się pisarze, poeci i artyści tacy jak Sławomir Mrożek, Czesław Miłosz i Agnieszka Osiecka...

Przed Grand Hotelem od strony morza w 1927 roku wybudowano tak zwaną taneczną podłogę. Była to betonowa płyta przykryta specjalnymi kaflami, wokół była rabata kwiatowa i stoliki dla gości, do tańca przygrywała orkiestra. To miejsce istniało jeszcze w latach 60. Agnieszka Osiecka w swoich pamiętnikach z roku 1950 pisze, że szuranie zelówek o posadzkę nie dawało jej spać. Po wojnie w tym miejscu odbywały tak zwane fajfy. Jednak na początku lat 60. tańce na zewnątrz zlikwidowano.

Życie nie jest romansem

Idziemy dalej. Niewiele osób wie, że w Sopocie, w domu przy ulicy Morskiej 7, naprzeciwko Grand Hotelu, mieszkała popularna niegdyś pisarka Maria Pruszkowska. Wielokrotnie w swoich powieściach mówiła o przywiązaniu do Sopotu, do którego przyjechała w 1950 roku.

„Bardzo się ucieszyłam z perspektywy zamieszkania w mieście-ogrodzie, słynnym jako jaskinia gry. Wędrówka przez małe uliczki i widok ogródków kipiących wiosennymi kwiatami napełniły mnie upojeniem i utwierdziły w postanowieniu zapuszczenia tu korzeni” - pisała w powieści „Życie nie jest romansem”.

W Parku Północnym, przy alei Franciszka Mamuszki, jest też słynny Teatr Atelier, a obok Sfinks. W budynku Sfinksa przed wojną był pawilon sztuki, później przez pewien czas pracownia wybitnego rzeźbiarza Stanisława Horno-Popławskiego. O tej pracowni pisze Stanisława Fleszarowa Muskat w swojej najbardziej sopockiej powieści jaką jest „Lato nagich dziewcząt”.

Naprzeciwko, w zabytkowej wilii, na ulicy Powstańców Warszawy 29 jest Dom Pracy Twórczej. Zanim udamy się na molo, zajrzyjmy koniecznie do Państwowej Galerii Sztuki, zawsze są tu ciekawe wystawy. I wreszcie, spacer wśród starych drzew tak zwaną aleją wisielców na molo.

Deska do prasowania

- Pierwsze molo było rozbierane ze względu na sztormy zimowe - opowiada Tomasz Kot. - Założył je Haffner dla swojego Zakładu Kąpielowego. Miało zaledwie 30 metrów, przy nim znajdowała się przymocowana do pali rura, którą transportowano wodę morską do kąpieli (była ona podgrzewana lub nie).

Bardzo szybko molo stało się modnym miejscem. Spacerowali po nim nie tylko kuracjusze, ale też turyści, którzy przyjeżdżali z Gdańska lub okolicznych majątków. Wstęp od początku był płatny.

- W 1927 r. molo zostało przedłużone do obecnej długości, przebudowano również Skwer Kuracyjny, czyli te podcienia, które mamy - opowiada historyk. - Było też tak zwane molo południowe, rozbierane na zimę ze względu na sztormy. Służyło przede wszystkim do tego, żeby mogły tam przybijać jachty bogatych graczy ze Skandynawii.

Agnieszka Osiecka napisała, że molo to jest jak rzucona w morze deska do prasowania.

I jeszcze rzut oka na tak zwaną Latarnię Morską, czyli komin Zakładu Balneologicznego, zbudowanego w 1906 roku. Powstający na początku XX wieku (1903) w Sopocie zakład balneologiczny potrzebował kotłowni, więc jego projektanci pomyśleli, by skonstruować dla niej „niezwyczajny” komin w taki sposób, by nie szpecił okolicy. Stąd dzisiejszy wygląd latarni przypominający wieżę, na szczycie której znajduje się atrakcyjny punkt widokowy.

Niestety, czas kończyć nasz spacer, a tyle jeszcze opowieści o tym niewielkim skrawku Sopotu!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Spacer po kurorcie. Monte Carlo północy w szponach hazardu, „aleją wisielców” na sopockie molo - Dziennik Bałtycki

Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto