Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmiertelny wypadek w Bydlinie. Relacja ratownika z karetki

Alek Radomski
- Niech pan to wszystko opisze. Będę wdzięczny - mówi kierowca i ratownik z karetki, który cudem uniknął śmierci we wczorajszym (7 maja), czołowym wypadku w pobliżu Bydlina. - Niech ludzie wiedzą, niech to będzie przestroga, żeby tak nie jeździć. Mam to wszystko przed oczami.

- Jechaliśmy z pacjentem bez sygnałów. Normalnie, na poradę ortopedyczną, jako transport medyczny. Ja prowadziłem - relacjonuje Dariusz Ardanowski z Bus-Med Ustka, ratownik, który brał udział w czwartkowym wypadku w Bydlinie. Przypomnijmy, że zginęły w nim dwie osoby, a cztery zostały ranne.

- Zza górki wyłoniło się audi, uderzyło w cysternę i stanęło bokiem. Następnie, już w powietrzu leciało prosto na nas. Skręciłem do rowu. To nas chyba uratowało. Tył audi, urwany od reszty pojazdu uderzył w stronę, po której siedział mój kolega, drugi z ratowników.

Panu Dariuszowi pomimo urazu nogi i klatki piersiowej udało się wydostać z roztrzaskanej karetki o własnych siłach. Koledze, który stracił przytomność, zaczął udzielać kwalifikowanej pomocy medycznej. Ocuconym na jego prośbę zajął się ktoś ze świadków wypadku. Świadek miał stać nad poszkodowanym ratownikiem uwięzionym w pojeździe i z nim rozmawiać, aby ponownie nie stracił przytomności. Następnie ratownik-kierowca ruszył do przewożonego pacjenta, który do transportu został zabezpieczony pasami.

- Później podszedłem do motocyklisty - mówi pan Dariusz. - Miał uraz miednicy. Kazałem mu leżeć. Ktoś go przykrył. Stał tam jakiś człowiek, powiedziałem, aby z cały czas rozmawiał z tym motocyklistą. Ktoś podszedł i powiedział, że jeszcze dwóch ludzi leży dalej. Idąc, nadepnąłem na urwaną nogę z butem. Krzyknąłem do kolegi czy czuje swoje nogi i czy ma buty? Odpowiedział, że ma. Człowiekowi z audi leżącemu w rowie sprawdziłem parametry, już nie żył. Podszedłem do drugiej osoby z audi, wyrzuconej jakieś 40 metrów w pole. Tam był uraz czaszkowo-mózgowy, brak nogi i żadnych oznak życia. Wróciłem więc do karetki udzielać pomocy żywym. Opadłem z siły, kiedy przyjechały służby na miejsce.

Drugi z ratowników doznał poważnego złamania ud. Lekarze walczyli o jego życie. Został poddany operacji. Żyje. W dalszym ciągu przebywa w słupskim szpitalu. Hospitalizowany jest też transportowany pacjent na konsultacje i motocyklista, który uderzył w tył karetki.

Jednak ratownik, z którym udało nam się porozmawiać, zwraca uwagę nie tylko na rozmach tragicznego w skutkach wypadku. Mówi też o świadkach, którzy zamiast ruszyć na pomoc, całe zdarzenie kręcili komórkami.

- Trzech panów tylko podeszło. Reszta nic. Żenada - mówi Ardanowski. - Dobrze, że żyjemy, że pacjent żyje, że motocyklista.

Słupska prokuratura i policja prowadzi postępowanie w sprawie czwartkowego wypadku. Nasz rozmówca jak na razie nie był przesłuchiwany. Zaplanowano sekcję zwłok i powołanie biegłych, którzy ocenią stan pojazdów biorących udział w zdarzeniu i prędkość, z którą się poruszały.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Śmiertelny wypadek w Bydlinie. Relacja ratownika z karetki - Głos Pomorza

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto