Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śledztwo w sprawie sopockiego pogotowia ratunkowego potrwa jeszcze pół roku

Kamila Grzenkowska
Tomasz Bołt
Jeszcze co najmniej pół roku może potrwać śledztwo dotyczące sopockiego pogotowia ratunkowego. Biegły, powołany przez tutejszą prokuraturę, sprawdza dokumentację placówki z kilku lat.

Zobacz także: Nieprawidłowości w pogotowiu wyjaśnia prokuratura
O tym zatem, czy sporządzone zostaną zarzuty, czy też sprawa zostanie umorzona, wiadomo będzie najwcześniej na początku przyszłego roku. - Za wcześnie, by mówić o konkretach. Przygotowanie opinii z rachunkowości to żmudna praca. Dopiero, kiedy będzie gotowa, będziemy mogli coś więcej powiedzieć w tej sprawie i podjąć dalsze działania - zaznacza Tomasz Landowski, zastępca prokuratora rejonowego w Sopocie.

Wiadomo, że przesłuchano już świadków w tej sprawie.

Biegły sprawdza obecnie dokumentację pogotowia z lat 2001-2010. Wcześniej analizę tych dokumentów zlecił Ryszard Karpiński, dyrektor sopockiego pogotowia ratunkowego, który objął to stanowisko przed rokiem. Jak tłumaczył nam - jeszcze zanim został dyrektorem tej placówki, był członkiem jej Rady Społecznej i już wtedy "nie zgadzały" mu się sprawozdania finansowe przygotowywane przez księgowych pogotowia. Kiedy został dyrektorem, poprosił niezależnego biegłego o kontrolę księgowości pogotowia. Ta potwierdziła liczne nieprawidłowości. Były to m.in. niepozamykane salda, brak części dokumentów i źle sporządzane bilanse.

- Z naszych ustaleń wynikało, że naruszono m.in. ustawę o rachunkowości i ustawę o finansach publicznych - przyznał nam Ryszard Karpiński, szef sopockiego pogotowia.

Księgowa zajmująca się dokumentacją placówki została przez Karpińskiego natychmiast zwolniona. Drugi z pracowników księgowości sam się zwolnił. Sam Karpiński zawiadomił prokuraturę. Sopockim pogotowiem przez siedem lat zarządzał Remigiusz Loroch. O byłym dyrektorze zrobiło się głośno w połowie 2009 roku, kiedy władze Sopotu rozwiązały z nim umowę o pracę. W jego obronie stanęli pracownicy pogotowia. Władze Sopotu twierdziły wówczas, że przyczyną zwolnienia dyrektora było podjęcie przez niego drugiego etatu w podobnej placówce w Pucku.

Były wiceprezydent Sopotu, Paweł Orłowski, który pełnił tę funkcję w latach 2006-2010, przyznaje dziś, że jedną z przyczyn zwolnienia Lorocha były głównie nieprawidłowości w zarządzaniu pogotowiem.

- Do Urzędu Miasta docierały sygnały o nieprawidłowościach w tej placówce. Zleciłem w niej audyt wewnętrzny, który wskazał pewne nieprawidłowości - przyznaje Paweł Orłowski.

Problemy z dodzwonieniem się na sopockie pogotowie

Wówczas chodziło m.in. o zakup karetki, a także kwestie rozliczania dodatkowych dyżurów.

Mówiono także o wielkim bałaganie w papierach księgowych. Orłowski podkreśla jednak, że taki bałagan nie musi od razu być podstawą do zawiadamiania prokuratury. Dopiero właśnie szczegółowa kontrola z urzędu zmobilizowała władze miasta do powiadomienia odpowiednich organów.

Loroch nie zgodził się z decyzją sopockich urzędników w sprawie jego zwolnienia. Sprawa nadal się toczy przed sądem pracy. Z naszych informacji wynika, że przed sądem urzędnicy wytykali byłemu dyrektorowi właśnie te nieprawidłowości, a przez to utratę zaufania do jego osoby.

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdańska i Sopotu prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto