Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nizina Walichnowska. Ślady świetności Dirksenów

Józef M. Ziółkowski
Zależy mi na tym, aby ludzie z naszej gminy, powiatu poznali historię tej ziemi - mówi Mariusz Śledź.
Zależy mi na tym, aby ludzie z naszej gminy, powiatu poznali historię tej ziemi - mówi Mariusz Śledź.
Siedliska Dirksenów na Nizinie Walichnowskiej znikają a resztki porastają pokrzywami. Starsza kobieta mieszkająca w dawnym dworze z 1878 roku mówi, że jej sąsiad rąbie na strychu drewno pochodzące z konstrukcji dachu.

Siedliska Dirksenów na Nizinie Walichnowskiej znikają a resztki porastają pokrzywami. Starsza kobieta mieszkająca w dawnym dworze z 1878 roku mówi, że jej sąsiad rąbie na strychu drewno pochodzące z konstrukcji dachu. Skarży się, że niesforny lokator może spalić dom lub doprowadzić do katastrofy budowlanej.

- Gmina w Pelplinie go tu wsadziła - dodaje kobieta. - Sama nie wiem, co to dalej będzie.
No cóż, na to, że historycznego miejsca w Małych Walichnowach nie rozumie lokator przeznaczający na opał deski z wiekowego budynku, można machnąć ręką, ale, że władze gminy w Pelplinie nie dbają o zabytki, to tego zrozumieć nie można.
Nizina Walichnowska i jej zabytki, to może nie pocysterski Pelplin, ale zawsze kawał unikalnej historii, która nie zasłużyła na to, aby zostać zniszczona. Może warto po nadaniu blasku Pelplinowi, przynajmniej z kosą ruszyć w zabudowania Dirksenów.

Mariusz Śledź, dyrektor Szkoły w Małych Walichnowach, kiwa głową, słuchając żalów kobiety. Potem jako znawca terenu pokazuje mi ślady świetności Dirksenów. - Tu była stodoła, a tu magazyn na zboże, na parterze którego przechowywano, bryczki, samochody - mówi Śledź. - Było to bogate siedlisko Petera Rudolfa Dirksena, gospodarza, a zarazem starosty wałowego Niziny Walichnowskiej.
Istniała też dużo stodoła, która spłonęła w czasie wojny. Spalił ją stażysta niemiecki. Ponoć z zemsty za złe potraktowanie przez Eryka Dirsena, najmłodszego syna Rudolfa Dirksena, który objął po nim gospodarstwo. Tak mówią ludzie. O podpalenie posądzono Polaka Ludwika Smolińskiego. Stażysta jednak przyznał się i jego losu nikt nie zna. Natychmiast po pożarze przystapiono do budowy nowej stodoły, którą niebawem ukończono. Niestety i ona nie przetrwała, tuż przed zakończeniem wojny spadły nań bomby. Do zabudowań Petera Dirksena dochodziła kolejka wąskotorowa, przy pomocy której wywożono buraki do cukrowni w Pelplinie. Przed wojną było to największe gospodarstwo w Małych Walichnowach.

Od tego siedliska rozpoczyna się historia Dirksenów, strażników i budowniczych Niziny Walichnowskiej. Tego co zrobili Dirksenowie nie sposób wymazać, ich dokonania służą mieszkańcom niziny do dzisiaj. Zachowały się też liczne dokumenty. Ale zacznijmy od początku.
We wrześniu ubiegłego roku, po 60 latach na Nizinę Walichnowską przyjechał z żoną dr Wolfram Dirksen. Odwiedził w Starym Międzyłężu gospodarstwo swojego ojca.
- To piękny dom, w którym spędziłem pierwsze 5 lat życia - wspomina Wolfgang. - Dzisiaj w budynku mieszka pięć rodzin.
Dirksem mówi, że gdy przyjechał, to zobaczył rodzinny budynek i jego zniszczone otoczenie. Pociechą dla niego było to, że w domu słyszał śmiech i gwar ludzkiej mowy.
- Nie powiem, czy byłem szczęśliwy, czy nie, byłem tylko obserwatorem - powiedział nam.
Gdy zwiedział Nizinę Walichnowską zaintrygowała go ogromna mapa namalowana na frontonie szkoły w Małych Walichnowach. Zapukał do Mariusza Śledzia i tak się poznali.

- Wymieniliśmy adresy mailowe i zaproponowałem, aby napisał wspomnienia - dodał Mariusz Śledź. - Wolfram jest prawnukiem Rudolfa Dirsena i wnukiem Konrada Dirksena. Pokazałem mu wrota ze śluzy w Rybakach, które zachowałem przy naszej szkole. Zakładał je jego pradziadek. Wolfram dużo wiedział o Nizinie Walichnowskiej, kanałach, pompach, śluzach, groblach, znał polskie nazwiska mieszkańców tej ziemi. Ludzie myślą, że Nizina Walichnowska nie ma żadnej historii. Ot, kawałek wału odgradzającego depresyjnie położone żyzne pola od Wisły. Dwa odcinku artykułu napisanego przez Dirksena ukazały się w "Informatorze Pelplińskim". Na kolejne zabrakło miejsca. Mariusz Śledź
się zdenerwował.
- Zależało mi na tym, aby ludzie z naszej gminy, powiatu poznali historię tej ziemi - mówi. - Jest co oglądać i opowiadać. Stacje pomp w Rybakach i Międzyłężu to budowle na skalę światową. Mało jest takich urządzeń stuletnich, które pracują dzisiaj.

Stalowe, nitowane wrota, z których każde skrzydło ważyło 7 ton, służyły w śluzie w Rybakach ponad 100 lat. Nowe, które kosztowały 429 tys. złotych i zostały założone w 2001 roku puszczają wodę. Te stare Śledź przywiózł i złożył koło szkoły. Chce z nich zrobić pomnik, przypominający gdzie żyją ludzie i że trzeba dbać o to wszystko, co na tej ziemi się znajduje.
- Wał przeciwpowodziowy to nie kupa ziemi porośniętej trawą, na której można paść krowy - mówi Śledź. - Wał ma znaczenie ochronne.
Rodzina Dirksenów przybyła na nasze tereny w XVI w. z Holandii, na fali ruchów kontrreformacyjnych. Osiedlili się po prawej stronie Wisły. Jednakże Johann Jacob II Dirkes ożenił się z córkąChristopha Rudolfa Rohrbecka z Małych Walichnów i po teściu przejął gospodarstwo. Był to ojciec Petera Rudolfa Dirksena i prapradziadek Wolframa Dirksena. Wolfran śmieje się, gdy mówię, że w żyłach jego i przodków zamiast krwi niebieskiej płynęła woda. Zawsze byli blisko niej, poprawiając przyrodę i wykorzystując jej dary, a i broniąc przed jego atakiem wodnego żywiołu. Wolfram też jest inżynierem budownictwa wodnego. Związany z wodą, melioracjami jak jego dziadowie.

Z zabudowań Petera Rudolfa Dirsena, polną drogą jedziemy w kierunku szosy z Rudna do Gniewa. Na skrzyżowaniu do Międzyłęża stoi kamienny obelisk, a na nim marmurowa płyta upamiętniająca poległych Polaków w czasie II wojny światowej. Na tym samym obelisku do końca wojny była płaskorzeźba przedstawiająca Petera Rudolfa Dirksena. Pod nią podpisali się wdzięczni za ochronę przed powodzią mieszkańcy Niziny Walichnowskiej.
Przy drodze w Międzyłężu stoi atrapa drewnianego budynku. Z przodu widać ślady świetności. Mój przewodnik mówi, że mieszkał w nim Johann Dirksen, syn Rudolfa, który objął funkcję starosty po swoim ojcu. Obok domu jest murowana przybudówka, pozostałość biura. Z tyłu można zobaczyć
ludzką głupotę, a może i biedę. Drewniana, zabytkowa konstrukcja jest rozbierana i przeznaczana na opał. Jeszcze trochę, a dom runie.

Śledź dalej tłumaczy koligacje rodzinne.
Dirksen miał kilku synów. Zostali oni na Nizinie Walichnowskiej. Na gospodarstwie w Małych Walichnowach został Eryk Dirksen. Johan objął po ojcu obowiązki starosty wałowego. Trzeci z synów Konrad wybudował 150 hektarowe gospodarstwo w Starym Międzyłężu. Jest on dziadkiem Wolframa Dirksena.
Na frontonie murowanego trzykondygnacyjnym budynku, w którym mieszkał mały Wolfram, a dzisiaj 5 polskich rodzin, jest wykuty napis "? Dirksen". Ktoś zniszczył litery imienia. W szczycie domu ślady napisu mówiącego o tym, że jeżeli ktoś pracuje to się bogaci.
Mariusz Śledź urodził się i wychował na Nizinie Walichnowskiej. To jego mała Ojczyzna i nie chce, aby traktowano ją jak piąte koło u wozu historii. Podobnie jak Dirksen zna historię tej ziemi.

• Przed Krzyżakami

Historia Niziny Walichnowskiej zaczyna się jeszcze przed przybyciem Krzyżaków, jednakże to Krzyżacy przyczynili się do jej rozwoju. Także królowie polscy: Zygmunt III Waza, który zatwierdził w 1591 roku prawo wałowe Niziny Walichnowskiej, a ponad 100 lat później, w 1693 roku król Jan III Sobieski, który podniósł prawo wodne do rangi prawa statutowego. Mieszkańcy tworzyli wspólnotę wałową i byli zobligowani do dbałości o wały i rowy odwadniające. Najwyższą władzą było zebranie przedstawicieli zrzeszonych miejscowości, na które wieś delegowała dwie osoby. Zebraniu podlegało sześcioosobowe, a od roku 1768 ośmioosobowe Kolegium Przysięgłych Wałowych, któremu przewodniczył starosta wałowy. Poszczególne miejscowości zobligowane były wpłacać do kasy wspólnej opłaty w zależności od stanu posiadania. W 1830 roku rząd pruski postanowił uzyskać większy wpływ na wspólnotę wałową. Rudolf Dirksen krytykował to posunięcie jako zamach na samodzielność.
W 1854 roku rząd pruski zatwierdził w języku niemieckim Statut Związku Wałowego Walichnowskiej Niziny. Był to pierwszy tego typu związek w Prusach Zachodnich.

• O rodzinie

Dirksenowie są potomkami holenderskiej rodziny. Peter Rudolf Dirksen przewodził rolnikom między innymi z Walichnów, Garca, Janiszewa, którzy żyli na Nizinie Walichnowskiej. W miejscu gdzie obecnie istnieje stacja pomp "Zgoda" za własne pieniądze wybudowali w 1845 roku wiatrak, przy pomocy którego odwadniano pola i pompowano do Wisły nadmiar wody z jeziora Peplińskiego. W 1851 roku wiatrak spłonął. Wtedy postawiono stację pomp "Nadzieja". Mieszkańcy tej ziemi toczyli walkę z wodnym żywiołem.
Budowa śluzy na Nogacie pogorszyła sytuację na Nizinie Walichnowskiej. Poprawiła ją dopiero regulacja Wisłoujścia, kiedy to wody Wisły spływały bezpośrednio do Bałtyku.
W 1816 roku wody Wisły przerwały wały wiślane na Nizinie Walichnowskiej w 6 miejscach, w 1829 roku w 5 miejscach. W 1848 roku w południowej części niziny zbudowano nowy wał oddzielając od Wisły teren od Kuchni do Rozgartów. Kuchnia przestała być wiślanym ostrowiem. Uzyskano 670 ha terenu. 12 kwietnia 1848 roku rząd obowiązał związek wałowy do podwyższenia wału. Jego korona miała wynosić 8,49 metra.
W 1855 roku woda z Wisły przelała się przez wał na Nizinę Walichnowską. Budowla pękła w 5 miejscach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto