Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Listy miłosne Lucyny Legut wydane w książce „Ptak srebrnopióry”. „Znów nic nie jem z tęsknoty. Tylko parówki i 22 lipca w czekoladzie”

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
Listy miłosne Lucyny Legut wydane w książce „Ptak srebrnopióry”
Listy miłosne Lucyny Legut wydane w książce „Ptak srebrnopióry” Zbiory prywatne/Canva
Listy miłosne sprzed blisko 70 lat gdańskiej aktorki, pisarki, malarki Lucyny Legut i reżysera filmowego Wojciecha Jerzego Hasa zostały wydane w książce „Ptak srebrnopióry”. „Jeśli ukochany człowiek ma być Ptakiem, to jasne, że nie zwyczajnym, tylko srebrnopiórym” – pisała o Wojciechu Jerzym Hasie. Był także bohaterem jej rysunków.

Listy miłosne Lucyny Legut wydane w książce „Ptak srebrnopióry”

Ptak srebrnopióry... Tak go nazywała. Ptak? Dlaczego właściwie ptak? Skąd to się wzięło? Opowiadała, że w czasie, gdy bardzo go kochała, nadała mu trzy imiona: Detko, Peńki i Ptak właśnie. Detko – wywodziło się od „dziecko”, tak mówiła o nim matka. Peńki, jak pisała, sięgało rodowodem złotej rybki. Rybka, zdrobniale rybeńka, „w mnogości szczęścia” używane w liczbie mnogiej „rybeńki”, co z kolei, nie wiedzieć czemu, może z nadmiaru czułości, przechodziło w „Peńki”. A Ptak?

„Jeśli ukochany człowiek ma być ptakiem” – pisała – „to jasne, że nie zwyczajnym, tylko srebrnopiórym. Srebrne pióra zostawiało się w pamięci i otrzymywaliśmy w skrócie Ptaka.

I ona była nazywana przez ukochanego Ptakiem, choć po latach nie pamiętała już, czy aby na pewno srebrnopiórym?

Pisał: Ptaku, żądam kategorycznie Twojego natychmiastowego powrotu”.

Ale listy zaczynał też inaczej, na przykład – choć nigdy nie została jego żoną: „Żonicho Jedyna...”

„Żonicho Jedyna... Tęsknię jeszcze bardziej niż w pierwszym liście. Nie mogę się doczekać, kiedy Ciebie zobaczę. Kociaki i żabuchy są mi wstrętne. Tylko ty jedna jesteś dla mnie na świecie. Najpiękniejsza, bez zmarszczek (wszystkie żabuchy mają zmarszczki) i najzgrabniejsza (żabuchy są niezgrabne). Będę Ci wierny aż do śmierci”.

Często wspominała czas, gdy go kochała. Lubiła opowiadać o sopockim mieszkaniu na Czyżewskiego 7, to było gniazdko ostatnich chwil tego trwającego dekadę związku.

Ale miłość ta narodziła się w Krakowie, w knajpie Feniks w 1950 roku. Lucyna Legut miała 24 lata, ledwo skończyła krakowską szkołę aktorską. Wojciech Jerzy Has, lat 25, był początkującym reżyserem, wtedy zatrudnionym w Wytwórni Filmów Oświatowych w Krakowie.

– Usiedliśmy na schodach i, chyba z nudów, zaczęliśmy się całować – wspominała rozbawiona, jeszcze miesiąc przed śmiercią.

Lucyna Legut podczas studiów w ASP w Krakowie, druga połowa lat 40.
Lucyna Legut podczas studiów w ASP w Krakowie, druga połowa lat 40. Zbiory prywatne

Beret z antenką

Po Krakowie był Toruń, gdzie grała w miejscowym teatrze.

– Pewnego popołudnia zabrzęczał dzwonek – opowiadała. – W drzwiach stał Has z urzędniczą, sfatygowaną teczką i maszyną do pisania. Wręczył mi teczkę. Myślałam że są tam dla mnie jakieś frykasy. Nie było frykasów. Były zmiana bielizny i biała, nylonowa koszula. Taką samą miał na sobie, marynarkę w beżową pepitkę, płaszcz prochowiec, beret z antenką i bardzo dobrze wyczyszczone buty. Lubił być czysty, pachnący i elegancki. Powiedział: „Wyprowadziłem się na zawsze. Zostaję u ciebie”/

Pamiątką po tamtej miłości są listy, głównie jej do niego – kronika czekania, pamiętnik tęsknoty, dzieje radości, ale i rozpaczy, annały namiętności i łez. Bo Hasa na okrągło nie było. Wracał, by za chwilę wyjechać. Głównie na plan filmowy.

Zabić tęsknotę mogła tylko czekając i pisząc do niego. Na okrągło.

„Dzisiaj na własny koszt sprawiłam sobie dużą przykrość. Zapomniałam wyłączyć lampkę nocną, wracam – światło. Tłumaczyłam sobie na wszystkie sposoby, że to nie ty, ale wierzyłam, że ty na pewno. Przecież ja umrę ze smutku, jak tak dalej będzie. Po co ja to światło zostawiłam, znów się we mnie coś popsuło. Drogi mój, myślisz, że kochać to westchnąć? (...) Gdyby mi ktoś teraz odciął głowę, to jeszcze tak bez tułowia potrafiłabym powiedzieć: „Ty – ukochany mój. Cóż znaczy nasz dom bez ciebie. Tylko stół i tapczan”.

Pojechałeś bez płaszcza

Ona:

„Życie bez ciebie nie ma sensu. Wróciłam do domu, żeby ciebie nie zastać. Równie dobrze mogłabym nie wrócić. (...) Zrobiło się piekielnie zimno, a ty pojechałeś bez płaszcza, i co będzie? Jeszcze mi się przeziębisz Ukochana Rybeńko”.

On:

„Moja kochana, dziwne rzeczy dzieją się ze mną. Chyba wykupiłaś abonament na moje sny. To dobrze, bo sny są bardzo ładne, kolorowe. Sny w pociągach, hotelach i pokojach miast dziwnych i małych. Poza tym, ciągle myślę o nas i tak skracam sobie czas. Myślę, że i tobie jest smutno. Tak zresztą powinno być. (…) Ciągle się boję, że wszystko popsujesz”.

Ona:

„Smutno mi bez ciebie. Znów nic nie jem z tęsknoty. Tylko parówki i 22 lipca w czekoladzie. (...) Tak beznadziejnie w tym domu. Nie mogę już dłużej. Jeżeli jeszcze trochę będę sama, to niedługo wcale nie będę. Otruję się papierosami. Palę i palę”.

On:

„Lucynko, musisz nauczyć się na mnie czekać. Przecież to jest takie proste”.

Ona:

„Tak cię kocham, tak tęsknię, Ptaku mój, ty jesteś smutny i źle ci, a ja jestem daleko. Patrzyłam dziś na księżyc i wzdychałam i chciałam, żebyś ty też wtedy patrzył, a w ogóle to pragnę przytulić cię mocno, raz jeden, każdego wieczora, abyś poszedł spać z myślą, że żonicha cię przytula do skrzydełka. (...) Rura mi bardzo zmiękła. Można powiedzieć, że już wcale nie ma rury. I nie będzie, przysięgam ci, jeżeli jeszcze kiedyś przykrość ci sprawię, to niech się zamienię w brzydką żabę. (...) Wypocznę, tak jak kazałeś, aby mieć dużo sił do miłości i nowych trosk. Ptaku, ty chyba nie możesz wiedzieć, jak ja cię kocham, bo to jest niepojęte”.

On:

„Lucynko droga, to nieprawda, że musimy chodzić tylko po słonecznych ścieżkach. Może Ty. Ja unikam słońca i postaram się Ciebie przekonać, że tak jest o wiele lepiej”.

Ona:

„Wymyśliłam sobie świetny sposób na zabijanie czasu: cały dzień, cały wieczór, całą noc czekam na ciebie. Teraz wiem, kiedy taksówki skręcają w moją ulicę, trzaśnięcie drzwiczek, wprawdzie nie ma kroków na schodach, ale za chwilę są kroki, i znów nikt nie stuka w ścianę i nie przekręca klucza w zamku. To mnie wcale nie peszy, ściszam radio, żeby ciebie usłyszeć...”.

Jej listy to też ilustracje: Rybka z koroną na głowie, śniąca dziewczyna, legowisko psa Etera, wszystko to zabawne, ale i pełne łez, które kapią na podłogę... Płacze i pani, i pies.

Jak była kochaną

W Sopocie na Czyżewskiego 7 zaczął się szósty rok ich wspólnego życia. Zaczął się obiecująco.

– Kochaliśmy się, przynajmniej mnie się tak wydawało – wspominała. – Ja grałam w teatrze, Has biegał z psem Eterem nad morze, i uczył go podstaw psiego zachowania. Dodatkowo udzielał mu lekcji nienawiści do milicjantów. Razem z psem byli nieprzejednanymi wrogami ustroju. To w Sopocie powstał jego pierwszy pełnometrażowy film fabularny. Według prozy Marka Hłaski „Pętla”. Wymyślał scenariusz, kotłując się na tapczanie z Eterem, a ja ślęczałam przy maszynie do pisania, która rejestrowała jego złote myśli.

– Byłam często znużona tym pisaniem, zwłaszcza że odbywało się ono głównie nocą, po której Has mógł sobie pospać, ile dusza zapragnie, za to ja rano galopowałam na próbę. Wieczorem grałam, by nocą znów ślęczeć nad scenariuszem. Nasze życie w Sopocie to było coraz mniej Hasa w domu. Przyjeżdżał tylko, aby napisać nowy scenariusz. Tu powstały „Pożegnania” i „Wspólny pokój”. Do każdego filmu rysował poszczególne kadry. Był bardzo dokładny. Myślę, że lubił swoją pracę bardziej niż mnie, czego dowodzą liczne zdrady...

Nie dla Hasa kiełbasa

– Mieliśmy bzika na punkcie naszego psa – opowiadała. – Pewnego dnia zrobiłam obiad. Dla Hasa – pieczeń cielęcą, dla Etera – smażone żeberka cielęce. Jak Has zobaczył, co ja psu w misce niosę, zabiera żeberka, a oddaje psu pieczeń. Jeszcze złośliwie komentuje: „Dla psa zawsze są najlepsze rzeczy”. Eter był bardzo niezadowolony, patrząc, jak Has obgryza jego obiad, ale kochał go, to mu łaskawie wybaczył. Przez całe lata, już po rozstaniu z Hasem, Has mi się nie śnił, ale Eter stale.

Napisała nawet dla ukochanego bajkę zatytułowaną: „Z Pamiętnika psa Etera”.

„Tęsknimy i boli nas głowa” – wyznaje zrozpaczony pies. – „Jeżeli Pan jutro nie przyjedzie, to już nie wiem, co będzie. Palimy strasznie dużo papierosów i nie chce nam się żyć. Ja zjadłem kość cielęcą, więc jest mi lepiej, ale pani jest gorzej. Nie wiem, dlaczego nie chce zjeść cielęcej kości? (...). Przeraźliwie smutno, więc piszę pamiętnik. A piszę jeszcze dlatego, że moja pani chce mnie sprzedać. (...) Niech Pan przyjedzie, to może jeszcze wszystko da się zmienić”.

Sweter bez rękawów

Ona:

„Konkurs! Jak żyć bez ciebie? Pierwsza nagroda za właściwe rozwiązanie: budzik, druga – męski sweter bez rękawów, i dwa zaszczytne wyróżnienia. Kochanie moje, przywieź mi trochę nowych słów, którymi będę mogła cię nazwać”.

Brzydki koniec miłości

Ona:

„Kochany, dziś rozleciało się we mnie już wszystko. Nie mogę. Nie wiem, czy wzywać Boga, diabła, czy Ciebie. Źle mi bardzo. Wiatr dziś większy niż co dzień, chmury, liście, łzy, wszystko razem się miesza. Nie wiem, o co chodzi. Czekam wyzwolenia z uczucia, nie można udźwignąć wielkiego kosza malin, choć takie piękne. Do wczoraj było tak i co dzień paliłam w piecu (tak jak kazałeś), sprzątałam, po powrocie z teatru myłam się, ubierałam w szaty i czekałam, czytałam, czekałam, rysowałam, czekałam, pisałam, czekałam, czekałam, czekałam, czekałam (...) Podobno łzy dają ulgę, ale nie, jak się za często płacze. Dzisiaj miałam straszny sen. Śnił mi się koniec naszej miłości. Banalny i brzydki”.

On:

„Miałem zły sen. Nie mogłem odnaleźć drogi do ciebie. Ktoś ukryty w szparze drzwi odpowiadał na moje pytania. Ciebie nie było, nikt nigdy cię nie widział i nikt nie mógł wskazać mi drogi, po której odeszłaś”.

– Zanim doszło do ostatecznego rozstania, Has bywał coraz mniej czuły – opowiadała.

– A kiedy wręcz z obrzydzeniem spojrzał na moją nakremowaną przed snem twarz i nawet zrobił na ten temat jakąś uszczypliwą uwagę, wiedziałam, że zbliża się koniec...

Ptak odfrunął.

Ptaszek i rybka

Z czasów krakowskich lubiła wspominać wyjazd z ekipą filmową na odpust do Kalwarii Zebrzydowskiej. Kupił jej wtedy drewnianego ptaszka.

– Pojęcia nie mam, co się z tym ptaszkiem stało – mówiła po latach. – Nie mam go, choć wszystko, co dostawałam od Hasa, przechowywałam jak świętość. Gdy Has skończył kręcić „Pętlę”, zapytał mnie, czy chciałabym mieć coś drogiego i był gotów kupić mi taką rzecz. Ale ja wiedziałam, że marzył o samochodzie. Wkrótce nowiusieńka warszawa stanęła pod naszym domem. I ta warszawa przyśpieszyła agonię naszej miłości, bo reżyser z samochodem to był obrazek, na widok którego dziewczyny mdlały ze szczęścia.

Mnie kupił wtedy glinianą rybkę, którą przypinałam do płaszcza. Rybce z czasem odpadł ogon, a potem cała się rozsypała. Następny film przyniósł i mnie korzyści – płaszcz z sierści alpaki. Bardzo piękny. Nosiłam go dwadzieścia lat. Potem jeszcze moja mama przez dziesięć. Po śmierci mamy, przerobiłam, własnoręcznie, płaszcz na kusą kurteczkę, a w końcu kurtkę na zimową czapkę, w której jest mi jednak tak paskudnie, że trzymam ją wyłącznie z sympatii dla Hasa, jednak głęboko schowaną na dnie szafy...

Hasanie

– Co do głupstw to... jestem gotowa popełnić każde – wyznała w jednym z wywiadów. – Przenigdy niczego nie żałowałam. Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn; same głupstwa! Ale jakie rozkoszne! Teatr nie jest moją największą miłością. Powinnam tylko malować. Wiem to dopiero teraz.

– Chociaż teatr przydał mi się jako temat do niemal wszystkich moich książek. No i dzięki teatrowi, gdy piszę sztukę czy słuchowisko radiowe, wiem, jak pisać dialog, aby nie brzmiał jak papier. A dzięki Hasowi, z którym hasałam przez 10 lat, wiem, jak się pisze scenariusz filmowy czy telewizyjny.

– Wszystko się w życiu przydaje. Nic się nie marnuje. Wzloty i upadki, szczęścia i tragedie, wszystko to jest potrzebne...

Lucyna Legut, „Ptak srebrnopióry”, Wydawnictwo ARCHE, Sopot 2021

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto