Dla Jerzego Brzęczka, trenera biało-zielonych, najważniejszy był powrót do zdrowia Rafała Janickiego. Dzięki temu drużyna mogła zagrać w Zabrzu w swoim optymalnym ustawieniu.
- Rafał jest zdrowy, więc znalazł się w składzie. Stojan wrócił na swoją pozycję i mam nadzieję, że nie będzie teraz narzekał i będzie czuł się lepiej na boisku - mówił przed meczem trener Brzęczek.
Górnik nie zdecydował się na otwartą grę, ale takie też były zapowiedzi gospodarzy.
- Poczekamy na Lechię na swojej połowie i spróbujemy wyjść z kontrą - przyznał Robert Warzycha, dyrektor sportowy Górnika.
I to się potwierdziło. Górnik osiągnął przewagę, ale tylko w pierwszych pięciu minutach. Później wyraźną przewagę osiągnęła Lechia, która dłużej utrzymywała się przy piłce i kreowała sytuacje ofensywne pod bramką rywali, ale gorzej było ze skutecznością. A jak już Maciej Makuszewski znalazł się sam na sam z Grzegorzem Kasprzikiem, to górą był bramkarz Górnika. Najlepszej szansy nie wykorzystał jednak Antonio Colak. Najlepszy strzelec Lechii dostał świetne podanie od Stojana Vranjesa i będąc kilka metrów przed bramką nie trafił w piłkę.
Tuż przed przerwą Górnik miał idealną sytuację, aby strzelić gola. Wszystko zaczęło się od odbioru piłki przez Radosława Sobolewskiego w środku pola i po dobrze rozegranej akcji w znakomitej sytuacji znalazł się Łukasz Madej, ale ten mając przed sobą tylko Łukasza Budziłka nie trafił w bramkę. W pierwszej połowie goli nie było, choć to podopieczni trenera Brzęczka byli stroną przeważającą i częściej gościli w polu karnym rywali.
Druga część spotkania nie była już tak dobra. W ulewie obie drużyny ostro walczyły o punkty, ale mniej było ciekawych akcji czysto piłkarskich. W głównej roli wystąpił Sebastian Mila. To kapitan biało-zielonych najczęściej starał się zaskoczyć defensywę rywali. Głównie strzałami sprzed pola karnego. Raz blisko z połowy boiska próbował przelobować Grzegorza Kasprzika i bramkarz Górnika poradził sobie nie bez problemów. Później zdecydował się na strzał po ziemi, ale futbolówka przeleciała tuż obok słupka. Do trzech razy sztuka. W 78 minucie świetną akcję przeprowadził Kevin Friesenbichler i idealnym podaniem obsłużył Milę, który w sytuacji sam na sam pokonał Kasprzika.
- Nie jest ważne kto strzela, liczy się tylko zwycięstwo drużyny. I cieszę się z mojej asyty przy zwycięskiem golu - mówił Friesenbichler. - Cały czas walczymy o to, aby zakwalifikować się do Ligi Europy.
Górnik nie miał atutów w ofensywie, a do tego obrona biało-zielonych spisywała się bardzo pewnie. W doliczonym czasie gry posypały się za to czerwone kartki. Najpierw dla Romana Gergela w konsekwencji dwóch żółtych, a potem bezpośrednio dla Nikoli Lekovicia. Choć w tej drugiej sytuacji sędzia się chyba trochę pospieszył.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?