Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jeśli tego nie zmienimy w Sopocie, nic się nie zmieni. Felieton Wojciecha Wężyka

Wojciech Wężyk
W poszukiwaniu odpowiedzi na odwieczne pytanie: co zrobić, żeby chociaż trochę zmienić profil odwiedzających Sopot gości, odpowiedź może być łatwiejsza, niż nam się wydaje.

Od lat ciąży nad nami, wydawać by się mogło nierozwiązywalny dylemat. Z jednej strony jako nadmorskie miasteczko, żyjemy w dużej części z turystów. Z drugiej, to właśnie oni są źródłem niezadowolenia większości mieszkańców. Powodują hałas, zamieniają w sezonie centrum w jedną wielką balangę, wywalają nas na opłotki własnego miasta. O przyczynach tego stanu rzeczy pisałem wielokrotnie. To prawda, że są one złożone. Ale jedna jest nadrzędna – to kwestia tego, jak się kojarzy Sopot odbiorcom. A na dzisiaj, kojarzy się jako miasto-imprezownia.

A skoro tak jest, to nie można się dziwić, że właśnie po tanią (chociaż niekoniecznie w wymiarze finansowym) rozrywkę, ciągną do nas tłumy. A przecież chcielibyśmy, żeby było inaczej. Miło byłoby widzieć na ulicach rodziny z dzieciakami, gości szukających nowości w księgarniach (nawet jeśli zostały nam tylko dwie lub trzy), udających się na koncerty, aktywnie spędzających czas. Tylko, że to trochę tak, jakby właściciel baru reklamujący fastfood, oczekiwał eleganckich klientów we frakach, dyskutujących o sytuacji międzynarodowej.

Póki nie zmienimy wizerunku Sopotu na inny, nic się nie zmieni.

Tej zmiany można dokonać na dwa sposoby. Pierwszym jest to, co nazywa się w dużym uproszczeniu marketingiem miejsca. To bardzo ważny element, bo przecież powiedzonko: „jak Cię widzą, tak Cię piszą”, odnosi się w równej mierze do ludzi, jak i innych podmiotów – w tym gmin. Dotychczasowa polityka prowadzona w tym zakresie, powinna być oceniana wyłącznie przez pryzmat efektów. Cieszenie się wysokimi miejscami w kolejnych rankingach, puszenie się statuetkami otrzymywanymi z zaprzyjaźnionych redakcji, jest oczywiście zrozumiałe, ale nie załatwia problemu. A jaki on jest, każdy widzi.

Uzupełnieniem strategii wizerunkowej musi być oferta, którą Sopot przedstawia przyjeżdżającym. Nakierowana na takie grupy jakie są przez nas oczekiwane. Z tym bywa różnie, a przykład festiwalu „Dwa Teatry”, który wyniósł się z naszego miasta do Zamościa, mówi dużo. Kultura – z propozycjami, które przedstawiamy, uzupełniona o wyróżniki bezpośrednio nawiązujące do charakteru Sopotu-kurortu, zawsze były (deklaratywnie) w centrum tego, jak chcieliśmy być postrzegani. Ale niestety w ostatnich dwóch dekadach nie udało się tego charakteru miasta umiejętnie pokazać światu.

Trzecim takim wyróżnikiem, może być sport. Mamy ku temu niebywale przyjazne warunki. Nasze położenie (las i plaża), infrastruktura (wspaniały i wciąż niewykorzystywany odpowiednio Stadion Leśny), świetne zespoły – chociażby wspomnieć o „Ogniwie”, to zasoby, które mogą uczynić Sopot miejscem kojarzącym się z aktywnym stylem spędzania czasu. Piszę o tym, mając w pamięci Bieg Niepodległości, który odbył się u nas parę chwil temu. Wzięło w nim udział koło 200-300 osób. Była to udana, chociaż maleńka impreza. Czy stać nas na więcej? Jestem pewien, że tak. Sopot – trzymajmy się już tylko amatorskiego biegania, chociaż to jeden z wielu sportów masowych, które mogą być dla danego miasta motorem zmiany wizerunku, mógłby przecież mieć swój własny maraton. Te największe, przyciągają dziesiątki tysięcy uczestników, a jeśli dodać do tego rodziny towarzyszące osobom na starcie, kibiców i przyjaciół, to robi z takiej imprezy można wycisnąć nie tylko korzyści wizerunkowe, ale pisząc wprost – kupę pieniędzy dla restauratorów, hotelarzy i biznesu, który po sezonie u nas zawsze umiera. Przykładów miast korzystających z powszechności maratonów, są setki.

Żeby to wszystko się udało, musimy jednak sprostać dwóm zadaniom. Z jednej strony uwierzyć, że można zmienić „syndrom imprezowni”. Nie rozkładać jak dotychczas rąk, przerzucając odpowiedzialność na ustawę, która ułatwia rugowanie mieszkańców na rzecz pustych apartamentów na wynajem. Tak na marginesie, naszą rolą jest patrzeć na ręce posła, eks prezydenta i sprawdzać, czy działa a tej sprawie. A po drugie, musimy zmienić sposób rozliczania władzy. Ująłbym to jednym hasłem: mniej rankingów, więcej konkretów.

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jeśli tego nie zmienimy w Sopocie, nic się nie zmieni. Felieton Wojciecha Wężyka - Dziennik Bałtycki

Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto