Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jacek Karnowski szykuje się do przejęcia władzy. Człowiek, który zrobi wszystko, by zostać premierem

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Jacek Karnowski szykuje się do przejęcia władzy. Człowiek, który zrobi wszystko, by zostać premierem
Jacek Karnowski szykuje się do przejęcia władzy. Człowiek, który zrobi wszystko, by zostać premierem Przemyslaw Swiderski / Archiwum Polska Press
Jacek Karnowski w tym roku skończy 60 lat. Ale bynajmniej nie wybiera się na emeryturę. Wręcz przeciwnie - poczuł wiatr w żagle i wraz z samorządowcami ze Stowarzyszenia „Tak! Dla Polski” szykuje się do przejęcia władzy.

Spis treści

Sopot był jeszcze niedawno 1000 razy mniejszy od Polski. Gdyby nie specyficzna struktura społeczna i zawodowa mieszkańców kurortu, to można by powiedzieć, że jest on miniaturą III RP. Miasto od lat ulega jednak depopulacji. W momencie objęcia przez Karnowskiego stanowiska wiceprezydenta Sopot liczył 45 tysięcy mieszkańców. Obecnie ma ich 35 tys., co po odliczeniu niemieszkających tu na stałe, daje liczbę o 5 tysięcy niższą. Co gorsza, jak wynika z prognozy GUS, liczba sopocian w 2050 roku wyniesie zaledwie 25 tysięcy. Pytani o powód migracji - byli już mieszkańcy kurortu - wskazują drożyznę, brak mieszkań i pracy dla młodych oraz autokratyczny styl samorządowego władztwa.

Rządzone od 32 lat przez Karnowskiego miasteczko jest na tyle małe, że łatwo tu prowadzić wszelkiego rodzaju eksperymenty socjotechniczne - budować nieformalne struktury uzależnień, zawierać egzotyczne przymierza i eliminować politycznych wrogów.

Tym właśnie sposobem, z nic nieznaczącego aktywisty, wyrósł Karnowski na „prominenta ze świecznika” - zhołdował sobie urzędników i większość radnych, obsadził swoimi ludźmi spółki samorządowe, zresztą nie tylko sopockie. Uzależnił też od siebie cały lokalny biznes - nikt i nic w Sopocie bez woli „Sołtysa”, jak sam o sobie mówi, nie ma prawa funkcjonować. I co najistotniejsze - zaprzyjaźnił się z lokalnymi przedsiębiorcami, deweloperami, policjantami, sędziami, palestrą, prokuratorami, a nawet - jak twierdzą jego wrogowie - z byłymi agentami bezpieki i mafiozami.

CZYTAJ TEŻ: 13 mln zł nagród dla urzędników za pracę w 2022 roku w Gdańsku, Gdyni i Sopocie. Zobacz kto ile dostał!

Karnowski lubi się chwalić, że uszył „miasto na swoja miarę”. Na długo przed ujawnieniem „doktryny Neumanna”, Karnowski z powodzeniem realizował ją w sopockim ratuszu - nikomu, dopóki był mu wierny, włos z głowy nie spadł. Dlatego jego przyjaciele nazywali ten układ „golden teamem”. Nic dziwnego, że po objęciu władzy w roku 2007 przez Platformę, Donald Tusk próbował zaimplementować „doktrynę Karnowskiego” w całym kraju. Zapragnął też uszyć Polskę na swoją miarę, ale na szczęście była dla niego zbyt duża.

I w tym kontekście to nie Donalda Tuska należy uznać za „ojca polskiej demokracji”, lecz właśnie Karnowskiego. Być może sopocki włodarz, gdyby nie afera korupcyjna, która zwichnęła mu kręgosłup, byłby dozgonnie „Ministerpräsidentem” Wolnego Nadwiślańskiego Landu Zjednoczonej Europy.

Być może… Dlatego warto mu się dokładniej przyjrzeć.


Sopocka Wańka Wstańka

W roku 2008 Jacek Karnowski był u szczytu potęgi. Właśnie obchodził 10-lecie osadzenia na sopockim tronie. Przyjmował hołdy lenników - sędziów, prokuratorów, polityków, dziennikarzy, „celebrytów” i tzw. ludzi interesu. Myślał też o swojej przyszłości… I właśnie wtedy jeden z jego najbliższych politycznych przyjaciół dopuścił się zdrady, która miała położyć kres obiecującej karierze sopockiego urzędnika. Dziś, 15 lat po ujawnieniu tzw. taśm Julkego, prezydent 30-tysięcznego kurortu usiłuje nie tylko kreować się na gwiazdę „niezależnych samorządowców”, ale jako ich lider stara się zaistnieć na ogólnopolskiej scenie politycznej.

Żeby zrozumieć fenomen Jacka Karnowskiego, trzeba przyjrzeć mu się uważnie. Nie jest on bowiem postacią jednoznaczną - nawet dla mieszkańców miasta, którzy obserwują jego samorządowe harce od 32 lat, najpierw jako wiceprezydenta, a następnie - po upadku Jana Kozłowskiego - jako prezydenta Sopotu. Kim zatem jest Karnowski - samorządowiec, polityk, doktor nauk ekonomicznych, najdłużej urzędujący w historii Sopotu prezydent miasta i od niedawna przewodniczący stowarzyszenia „Tak! Dla Polski”?

Komsomolec czy demokrata

Przyszedł na świat 16 sierpnia 1963 roku w Gdańsku. O jego słuszne wychowanie zadbał ojciec Karol - o którym Michał Rachoń pisał przed laty bez ogródek: „komunistyczny działacz, rządzący największą spółdzielnią mieszkaniową w Sopocie”. Kręgosłup ideologiczny przyszłego samorządowca kształtowały również - najpierw Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej - zideologizowana organizacja szerząca komunistyczną propagandę, w której młody Jacek pełnił funkcję „klasodrużynowego”, a następnie niepodległościowy Ruch Młodej Polski, do którego wstąpił w drugiej połowie lat 80.

Co skłoniło „czerwonego druha” do tej wolty, dowiedzieć moglibyśmy się jedynie z kopii dokumentacji Służby Bezpieczeństwa, przechowywanej w Moskwie w archiwach Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, ale na to, niestety, się nie zanosi.

ZOBACZ TEŻ: WBIJAM SZPILĘ. Samorządowcy jak hipokryci. Felieton Macieja Naskręta.

Z dokumentów zachowanych w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że 18 października 1989 r. teczka Jacka Krzysztofa Karnowskiego została „zniszczona w jednostce operacyjnej”, zaś 30 kwietnia 2009 r. prokurator IPN „zarządził o pozostawieniu sprawy bez dalszego biegu wobec niestwierdzenia wątpliwości, co do zgodności oświadczenia lustracyjnego z prawdą”.

Istnieje jednak notatka służbowa, z której dowiadujemy się, iż w roku 1987 przyszły prezydent Sopotu „znajdował się w operacyjnym zainteresowaniu” Wydziału III-1 Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku. W tym czasie został także dopuszczony (sic!) do akt MOB (nr 02730/87) przez Wydział „C” WUSW w Gdańsku. Co istotne - szansę zapoznania się z tego rodzaju materiałami, czyli informacjami niejawnymi, miały tylko „osoby upoważnione do dostępu do tajemnicy państwowej, do informacji niejawnych, do prac tajnych i do prac obronnych, stanowiących tajemnicę państwową”.

W jakim celu i na jakich zasadach dostęp do takich akt otrzymał 24-letni student - nie wiadomo. Zwykły Kowalski w PRL-u nie miał na to żadnych szans.

Jestem pokrzywdzony

Pod koniec 2009 roku wspomniany już Michał Rachoń napisał na blogowej platformie „salon24.pl”, że były radny Sopotu „Jakub Świderski złożył w sądzie wniosek o wystąpienie do Instytutu Pamięci Narodowej, aby ustalić, czy Jacek Karnowski był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa”.

Trudno powiedzieć, czy jego podejrzenia były uzasadnione. Natomiast Karnowski natychmiast przywołał argument używany przez Lecha Wałęsę czy Aleksandra Kwaśniewskiego - „Mam status pokrzywdzonego”.

Warto zatem w tym miejscu zadać pytanie: czy przemiana ideologiczna młodego aktywisty „czerwonego harcerstwa” w działacza tzw. opozycji demokratycznej była efektem młodzieńczego buntu, czy też wynikała z innych czynników?

CZYTAJ TEŻ: Sopot: „Myślę, że takiego idioty u nas nie ma” – Jacek Karnowski o nauczycielach, którzy chcieliby korzystać z podręcznika prof. Roszkowskiego.

Niestety, przy obecnym stanie wiedzy, tej kwestii również nie da się rozstrzygnąć. Pewne jest tylko to, że owa wolta przypadła na okres studiów inżynierskich Karnowskiego na Wydziale Budownictwa Lądowego Politechniki Gdańskiej.

Sam Karnowski na swojej stronie internetowej wspomina, że „za działalność opozycyjną został zatrzymany” i że „odebrano mu paszport”… To ostatnie twierdzenie brzmi wyjątkowo niewiarygodnie, ponieważ w czasach PRL-u, tzw. zwykli obywatele byli zobowiązani deponować paszporty w komendach Milicji Obywatelskiej. Co oznacza, że przytłaczająca większość Polaków dysponowała swoim paszportem wyłącznie podczas podróży zagranicznych, zresztą głównie do zaprzyjaźnionych krajów „demokracji ludowej”. I zawsze po powrocie do kraju ten cenny dokument musiała zwrócić do komendy MO. Tylko funkcjonariusze komunistycznych służb i dygnitarze partyjni mogli przechowywać je we własnych biurkach.

W tym kontekście zastanawiający może być również fakt, że państwo Karol i Teresa Karnowscy wraz z dziećmi bardzo często wyjeżdżali za granicę. I to do krajów kapitalistycznych, co wówczas było luksusem zarezerwowanym dla wybranych i zaufanych. Ślady tych wojaży zachowały się w tzw. teczce paszportowej Jacka Karnowskiego, która przechowywana jest w archiwum IPN w Gdańsku.

Chciał być prezydentem RP

Młody Karnowski szybko dał się poznać kolegom jako bezwzględny gracz. Często faulował - zarówno na boisku, jak i w polityce. Jeden z jego dawnych przyjaciół scharakteryzował go jako „gwałtownego, ale świetnego napastnika”. Inni podkreślali również spryt i ponadprzeciętną intuicję.

W latach 90. jego mentorem był Jan Kozłowski - ówczesny prezydent Sopotu, późniejszy eurodeputowany i marszałek województwa. Po wybuchu skandalu obyczajowego z udziałem Kozłowskiego fotel prezydenta miasta zajął Karnowski. Miał wówczas 35 lat. W trzy lata później był już jednym z liderów lokalnych struktur Platformy Obywatelskiej. Wkrótce został pełnomocnikiem Regionu Gdańskiego PO, a następnie członkiem zarządu partii na Pomorzu.

ZOBACZ TEŻ: Jak przywrócić Sopot mieszkańcom? Felieton Wojciecha Wężyka.

W tym czasie mówiło się już o nim, że „zrobi wszystko, by zostać premierem, a nawet prezydentem RP”. Członkowie konserwatywnego skrzydła Platformy uważali go za nieformalnego przywódcę wewnątrzpartyjnej opozycji wobec Donalda Tuska. Mecenas Jacek Taylor nazywał Karnowskiego „mężem opatrznościowym” i „prominentem na świeczniku”. Inni wróżyli mu świetlaną przyszłość lub… śmiertelne zwarcie z szefem Platformy.

A jednak żaden z tych scenariuszy się nie sprawdził. Ogólnopolską karierę sopockiego włodarza złamał bowiem bliski przyjaciel z partii - Sławomir Julke. To on 19 marca 2008 roku nagrał rozmowę, w której urzędnik miał zażądać łapówki.

Z niewielką pomocą przyjaciół

Trzęsienie ziemi nadeszło dopiero cztery miesiące później - 11 lipca. Tego dnia „Rzeczpospolita” opublikowała stenogram rozmowy Karnowskiego z Julke. Publikacja okazała się początkiem największej afery korupcyjnej w powojennej historii kurortu… Ale o tym za chwilę.

Między marcem a lipcem 2008 r. prezydent Sopotu obchodził hucznie 10-lecie swojego urzędowania.

Grzał się w światłach jupiterów, odwiedzał zaprzyjaźnione lokale nocne, redakcje gazet, rozgłośnie radiowe i telewizje. Towarzyszył mu specjalny, doskonale opłacany z miejskiej kasy doradca, satyryk, aktor i reżyser Krzysztof Materna.

5 lipca Karnowski pojawił się na sopockiej plaży w towarzystwie Romana Polańskiego. Reżyser odsłonił tego dnia „pomnik szafy”. Towarzyszyły mu wybitne postaci świata filmu i polityki - m.in. hollywoodzka aktorka Faye Dunaway, reżyser Jerzy Skolimowski i ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski. Karnowski wydał na ich cześć bankiet w SPATiF-ie. O imprezie mówiła cała Polska.

Sześć dni później było „po balu”. Media opublikowały tzw. taśmy Julkego. Wkrótce ruszyło śledztwo. I wydawało się, że kariera Jacka Karnowskiego skończyła się raz na zawsze. Karnowski wylądował „na dołku”, a jego liczni wrogowie liczyli, że prędko stamtąd nie wyjdzie. Tym bardziej że w obawie przed mataczeniem, prokuratura zażądała aresztowania. Sąd jednak na to się nie zgodził.

Nie odejdę!

Przez pierwszy tydzień „afery” Karnowski był zupełnie sam. Tusk zażądał usunięcia go z partii i jeszcze dwa lata później, w październiku 2010 r., twierdził, że nikt, kto ma zarzuty prokuratorskie, nie uzyska od niego zgody na wykorzystywanie szyldu PO w kampanii wyborczej.

O Karnowskim negatywnie wypowiadała się także Julia Pitera. Pełnomocniczka rządu ds. walki z korupcją zwróciła się do KG Policji, aby sprawdzić czy ABW, CBA, NIK i sąd administracyjny właściwie zareagowały na wybuch afery.

15 lipca 2008 roku do Urzędu Miasta Sopotu wkroczyli funkcjonariusze CBA. 21 lipca Karnowski złożył legitymację członkowską Platformy Obywatelskiej. Z PO wyrzucony został także Julke.

CZYTAJ TEŻ: STRZAŁY ZZA UCHA: Gdańsk - miasto kultury, czy prywatny folwark?

22 lipca nastąpił zwrot akcji - Jarosław Gowin, ówczesny poseł PO i późniejszy minister sprawiedliwości, udzielił „Gazecie Wyborczej” wywiadu, w którym po raz pierwszy padło zdanie: „Jestem przekonany, że Karnowski jest niewinny”.

29 lipca 2008 r. prezydent Sopotu wrócił po urlopie do pracy. Podczas briefingu wyraził nadzieję, że niezawisłe sądy „nie dadzą wiary jednej osobie i jednej gazecie”. Stwierdził ponadto, że ma poparcie mieszkańców, a „afera sopocka nie istnieje”. Podkreślił też, że posiada wizję Sopotu i będzie ją realizował. Briefing zakończył słowami: „Nie odejdę!”.

Ostatecznie 28 stycznia 2009 r. Prokuratura Krajowa w Gdańsku postawiła prezydentowi osiem zarzutów - siedem natury korupcyjnej, ósmy dotyczył działań przeciwko wymiarowi sprawiedliwości.

7 października 2016 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uwolnił sopockiego włodarza z większości zarzutów. Uznał jedynie, że samorządowiec złożył fałszywe oświadczenie w związku z przetargiem na auta dla sopockiego ratusza. Czyn ten jednak - zdaniem sądu - cechował się znikomą szkodliwością społeczną i postępowanie w tym zakresie zostało warunkowo umorzone na rok. Za poświadczenie nieprawdy Karnowskiemu nakazano zapłatę 5 tys. zł na rzecz funduszu opiekującego się osobami poszkodowanymi… Również pozostali dwaj bohaterowie „afery sopockiej” zostali uniewinnieni.

24 stycznia 2018 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację prokuratury, złożoną w tej sprawie i ostatecznie uniewinnił Karnowskiego od zarzutów korupcji.

Sopockie wątki afery Amber Gold

W kolejnych latach przeciwko prezydentowi Sopotu i jego urzędnikom toczyło się ponad 20 dochodzeń prokuratorskich. Między innymi w głośniej sprawie Sopockiego Klubu Tenisowego. Dochodzeniem objęta została też działka przy Operze Leśnej, którą miasto przekazało w dzierżawę blisko zaprzyjaźnionemu z Karnowskim właścicielowi firmy „Trefl”. Zdaniem Małgorzaty Tarasiewicz, prezes Ruchu „Mieszkańcy dla Sopotu”, spółka nie wywiązała się z umowy, a prezydent nie podjął żadnych starań, aby odzyskać nieruchomość wartą minimum 30 mln zł.

Z kolei Sylwester Latkowski w październiku 2017 roku, w trakcie zeznań przed sejmową komisją śledczą ws. „afery Amber Gold”, wśród nazwisk biznesmenów, mafiosów, policjantów i agentów komunistycznej bezpieki, tworzących jego zdaniem „układ trójmiejski”, wymienił również nazwisko Karnowskiego.

Mimo tylu świadectw , stawiających sopockiego prezydenta w niekorzystnym świetle, pozycja polityczno-towarzyska Karnowskiego w Sopocie wydaje się nienaruszona. Od roku przewodniczy stowarzyszeniu samorządowców „Tak! Dla Polski”, kokietuje sędziów ze stowarzyszenia „Iustitia” i w wyjątkowo agresywny sposób atakuje rząd i dziennikarzy.

Ogólnopolska aktywność włodarza jest też coraz bardziej zauważalna w mediach. Karnowski zabiera głos w sprawach kompletnie niezwiązanych z samorządem czy też polityką lokalną.

ZOBACZ TEŻ: WBIJAM SZPILĘ: Jak włodarz z sędzią... Prezydenci Gdańska i Sopotu spotkali się z sędziami. Komentarz Macieja Naskręta.

W Sopocie mówi się coraz głośniej o jego odejściu z Urzędu Miasta i o przejęciu stanowiska przez Magdalenę Czarzyńską-Jachim. Na ratuszowych korytarzach słychać również głosy, z których wynikałoby, że Karnowski chce zostać posłem, europosłem lub ministrem. Wszystko jedno jakim, byle się wyrwać z sopockiego grajdołka.

I pewnie dlatego coraz rzadziej widać go na ulicach miasta. Podczas dwóch niedawnych pożarów domów mieszkalnych zamiast prezydenta na miejscu tragedii pojawił się jego zastępca. Karnowski był w tym czasie na Śląsku, gdzie obradował Ruch Samorządowy „Tak! Dla Polski”, któremu przewodniczy. Kilka dni później pojawił się w Warszawie, by z bliska przyjrzeć się wizycie prezydenta USA.

Tak! Dla Polski?

Ruch „Tak! Dla Polski” ukonstytuował się w sierpniu 2020 roku. Jego działacze stawiają sobie za cel stworzenie „platformy dialogu i wymiany doświadczeń dla samorządowców”. Deklarują, że interesuje ich „edukacja, ochrona środowiska, finanse i pozycja ustrojowa samorządu w Polsce”.

Powołują się także na testament polityczny zamordowanego cztery lata temu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Podkreślają, że 80 proc. działaczy Ruchu to osoby bezpartyjne „z prawa i z lewa” - jak to ujął w jednym z wywiadów Jacek Karnowski.

W rzeczywistości „Tak! Dla Polski” wydaje się być niczym innym, jak tylko kolejną wariacją na podobieństwo Ruchu Palikota, KOD i Nowoczesnej. Notabene te dwie ostatnie organizacje Karnowski do momentu skonsumowania przez Platformę Obywatelska, mocno wspierał. Umieszczał swoich ludzi w ich zarządach, a członków KOD i Nowoczesnej wstawiał na listy wyborcze tzw. Platformy Sopocian Jacka Karnowskiego.
Najważniejszym punktem programu „Tak! Dla Polski” wydaje się jednak nie dobro mieszkańców „małych ojczyzn”, lecz odsunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości. To wydaje się być prawdziwym celem tej organizacji - wręcz nadrzędnym.

Aktywiści Ruchu nie wykluczają startu w wyborach z jednej wspólnej, opozycyjnej listy. W listopadzie zeszłego roku Karnowski mówił w TVN wprost: „Tu nie chodzi o to, czy PSL będzie miało więcej posłów, czy ruch 2050, czy PO, czy może Nowoczesna, czy jeszcze może Lewica. Tutaj walczymy o to w ogóle, żeby [były] wolne wybory”. Przekonywał również, że „…razem z PSL, Lewicą, Koalicją Obywatelską, ale także z Polską 2050 stanowimy poważną siłę, która może znacznie wygrać wybory”.

CZYTAJ TEŻ: Sopocki Klub Tenisowy powrócił na korty. Historia wieloletniego sporu miasta z klubem.

„Tak! Dla Polski”, w którego radzie programowej znaleźli się m.in. Rafał Trzaskowski, Aleksandra Dulkiewicz, Hanna Zdanowska, Adam Struzik, Tadeusz Truskolaski, Wadim Tyszkiewicz i Mieczysław Struk, jest rzeczywiście największym stowarzyszeniem, skupiającym polskich działaczy samorządowych. Nie oznacza to bynajmniej, że jest siłą polityczną, która odegra realny wpływ na wynik wyborczy.

Aby się uwiarygodnić, działacze „Tak! Dla Polski” zaprezentowali ostatnio sensacyjne wyniki sondażu, z którego miałoby wynikać, że jeśli wystartują w bloku z Koalicją Obywatelską (PO, Nowoczesna, Zieloni) i PSL, to zdobędą nawet 34,30 proc. głosów.

Marcin Palade, porównując te dane z sondażem przeprowadzonym przez Ibris dla „Rzeczpospolitej” („Tak dla Polski” uzyskało nieco ponad 2 procent poparcia), skomentował: sondażowa rzeczywistość III RP.

Na łamach „Gazety Wyborczej” Jacek Karnowski przyznał, że „najważniejsze to, żeby skonstruować taki blok wyborczy, który wygra wybory. To naprawdę nie jest potyczka, ale gra o wszystko, gra o demokrację w Polsce, o nasze wspólnoty lokalne i o nasze miejsce w Unii Europejskiej”.

Z tym ostatnim zdaniem sopockiego prezydenta akurat trudno się nie zgodzić. Wynik jesiennych wyborów na lata zadecyduje bowiem o tym, czy Polska będzie nadal wolna i suwerenna, czy stanie się jednym z prowincjonalnych „landów”, coraz bardziej zbaczającej w stronę ekokomunizmu, Unii Europejskiej.

W tym kontekście pytanie o to, czy Jacek Karnowski jest kandydatem na męża opatrznościowego dla Polski, czy kuglarzem, który uciekł przypadkiem spod topora wymiaru sprawiedliwości, wydaje się być kwestią jedynie retoryczną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto