Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Indywidualności gdynian lepsze od Trefla

Patryk Kurkowski
Wprawdzie derby Trójmiasta kibice mogą oglądać od poprzedniego sezonu, ale tak wspaniałego spektaklu świadkami jeszcze nie byliśmy. Bynajmniej nie chodzi o poziom spotkania, czy też sędziowania, lecz o frekwencję i niepowtarzalną atmosferę, którą stworzyli w wciąż pachnącej świeżością Ergo Arenie.

Mecz z gatunku elektryzujących, budzących wiele animozji, dzielący Trójmiasto, obejrzało w hali ponad 10 tysięcy widzów. To bezsprzecznie najlepszy wynik oglądalności w koszykarskiej ekstraklasie mężczyzn. W Sopocie pobito więc rekord upadłego Śląska Wrocław, na którego przychodziło nawet ponad 6 tysięcy kibiców. A przecież potencjał obiektu Trefla nie został jeszcze w pełni wykorzystany, bo Ergo Arena może pomieścić 11,5 tysiąca widzów.
Niestety derby Trójmiasta "zepsuli" sędziowie, którzy popełniali rażące błędy. W meczu wielkiej wagi mylili się zbyt często. Nie było więc innej możliwości, widowisko straciło na jakości, choć emocji i tak nie zabrakło.
Wszak o zwycięstwie Asseco Prokomu Gdynia zadecydowała dopiero dogrywka. Podopieczni Tomasa Pacesasa w doliczonym czasie gry byli niemal bezbłędni, nie pozostawili żadnych złudzeń dzielnie stawiającemu opór Treflowi i ostatecznie zwyciężyli ten fragment aż 10:0, w konsekwencji całe spotkanie 79:69.
- Mecz był bardzo wyrównany i nie wiadomo było, kto ostatecznie wygra - przyznał po zawodach opiekun mistrzów Polski, który pomimo triumfu nie miał większych powodów do radości.
Gdynianie zagrali w najsilniejszym składzie, naszpikowanym zawodnikami z występami w lidze NBA, a popełniali proste, dziecięce błędy, w skutek czego tracili mnóstwo piłek i nie potrafili odskoczyć żądnym zwycięstwa gospodarzom.
- Przede wszystkim jestem zadowolony z ostatnich dziesięciu minut. Graliśmy bardzo dobrze w obronie, Trefl rzucił nam tylko kilka punktów. Wygraliśmy mecz obroną i musimy tak grać. Nadal popełniamy jednak proste, dziecięce straty. Zbudowaliśmy przewagę siedmiu punktów, a po chwili ją straciliśmy - stwierdził litewski szkoleniowiec Asseco Prokomu.
Sopocianie w tej konfrontacji sprawiali wrażenie zespołu lepiej zorganizowanego, ale wielkie indywidualności przeciwnika okazały się murem nie do przebicia. Choć nie należy zapominać, iż Trefl wygraną miał na wyciągnięcie ręki, lecz po nią nie tym razem nie sięgnął. Kapitan drużyny Filip Dylewicz spudłował bowiem ostatni rzut i nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na stronę żółto-czarnych.
- Byliśmy lepsi przez 40 minut, ale czasami przegrywa się takie mecze w dogrywce. Nie mieliśmy zbytnio siły, żeby dorównać rywalowi. Przegraliśmy walkę na tablicach - skomentował Marcin Stefański, który zdobył najwięcej punktów (13) w ekipie Karlisa Muiznieksa .

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto