IMPREZY W TRÓJMIEŚCIE: Sprawdź, co ciekawego dzieję się w tym tygodniu
Frank Morey - wokalista, gitarzysta i harmonijkarz - daje się przypisać do nurtu białego amerykańskiego bluesa, lecz częściej niż z Mikiem Bloomfiledem czy Charliem Musselwhitem jest porównywany z Tomem Wautsem, Bobem Dylanem, Johnym Cashem. Dzieje się tak za sprawą szorstkiego, "naturalnego" wokalu, który stał się znakiem firmowym tego muzyka. Jak widać muzyka Moreya jest bluesem z wpływami folkowymi i rockowymi, w dodatku podanymi w formie surowej i ostrej. Tylko trzech muzyków - sam Frank, bębniarz Scott Pittman, grający na archaicznym zestawie perkusyjnym i w rzadko słyszanej współcześnie manierze oraz kontrabasista Matt Murphy - a bardzo dużo energii, feelingu i stylowości. Proste, szorstkie granie z reguły najlepiej brzmi na koncertach, zresztą Frank nawet nagrań studyjnych dokonuje metodą koncertową, na tzw. setkę. Porównanie do Waitsa jest jeszcze o tyle istotne, że Frank dużą wagę przywiązuje do tekstów swoich kompozycji. Większość jego piosenek żartobliwie i z odcieniami czasem ironii, czasem melancholii, opisują codzienną rzeczywistość. Opowiada historie z poślednich dzielnic wielkich miast lub z trasy, a jego bohaterów trudno zaliczyć do ludzi sukcesu. Najnowsza płyta zatytułowana "Frank Morey and his Band" zawiera wyłącznie covery utworów, do których Frank czuje szczególny sentyment. (TOR) Frank Morey, Gdynia, 17.05, Blues Club, ul. Portowa 9, godz. 19.30, bilety 30/40 zł