Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grand Hotel w sopockiej pamięci

Tomasz Słomczyński
"Sopot się zmienia" to nasza akcja, w której próbujemy ocalić od zapomnienia klimaty, miejsca, zdarzenia związane ze "starym" Sopotem. Dlatego zachęcamy Czytelników z Sopotu i nie tylko - piszcie do nas o waszym "starym" Sopocie. Dzisiaj wspomnienie naszego Czytelnika o kultowym sopockim miejscu - Grand Hotelu.

Wojtek wracał plażą z parapetówki od kolegi z Oliwy. Był grudzień, trzecia w nocy. Na wysokości Sopotu zszedł z plaży, żeby końcówkę trasy - mieszkał wówczas na ul. Pułaskiego - przejść chodnikiem. Na ul. Grunwaldzkiej stanął jak wryty. Środkiem ulicy ciągnęły czołgi i wozy bojowe.

- Widok był surrealistyczny - mówi dziś Wojciech Fułek, poeta i wiceprezydent Sopotu. - Zasypane śniegiem miasto, uśpione - był środek nocy, bajkowy krajobraz i te czołgi... jeden, drugi, cała kolumna, suną powoli ul. Grunwaldzką.

Wojtek, niewiele myśląc, zrobił ze śniegu kulkę i... pierwsza dosięgnęła celu. Potem kolejne. Zabawa nie trwała długo.
- Z wieżyczki wychylił się mundurowy i w krótkich żołnierskich słowach wytłumaczył mi, że sprawa jest poważna.

Kolumna jechała do Grand Hotelu. Był 13 grudnia 1981 roku. W hotelu nocowali delegaci Komisji Krajowej NSZZ Solidarność. Wkrótce szczelny kordon wokół budynku odciął im drogę ucieczki. Tej nocy smutna historia wdarła się cicho między sopockie kamienice.

Grand Hotel jednak zapisał swoją kartę w innej, bardziej radosnej historii miasta.

***
- Grand Hotel odróżniał się zdecydowanie od innych miejsc w Sopocie. W innych każdy czuł się bardzo swobodnie w typowym szumie i gwarze. W Grandzie było zupełnie inaczej… - pan Jan mieszkał na ul. Morskiej od 1947 do 1963 roku. W miejscu, gdzie stał jego dom, dziś mamy Centrum Haffnera. - W latach 50.-60. kawiarnia była dostępna dla wszystkich, lecz wymagało się tam odpowiedniego stroju i zachowania. Od zawsze było to miejsce wyjątkowe.

Bale prasy. Kiedy pani Dorota o nich opowiada, to tak jakby wspominała najlepsze swoje lata. - Organizowali je dziennikarze, stąd nazwa. Bardzo eleganckie. Rozpoczynały się od poloneza, z głównej sali, potem schodami w górę i w dół… Trzy orkiestry! Jedna grała szlagiery, druga jazz, trzecia cygańska. I striptiz...

- Fajfy, zawsze w niedzielę. Co tydzień szło się potańczyć - wtrąca pan Jan.
- Służba hotelowa bardzo dyskretnie obserwowała gości, wszystko mieli na oku… - pani Dorota przerywa mężowi.

- Gości nie wolno było przyjmować po 22.00, a kobiet to już w ogóle. Kelnerzy, portierzy, przypuszczam, że byli w jakichś służbach...

Grand Hotel, jak cała Polska, odmienił się po październiku 1956 roku. - Sopot stał się mekką artystów, bogatych ludzi - każda znacząca osoba albo mieszkała w Grandzie albo się tam stołowała - pan Jan pamięta, kiedy spotkał tam Potworowskiego - sławny malarz po odwilży mógł w końcu przyjechać do Polski.

***
Grand Hotel kojarzy się głównie z gwiazdami festiwalowej sceny. Tymczasem jest miejscem ważnym dla wielu sopocian.
Pani Dorota z panem Janem mieli tam swoje wesele. I, jak dziś mówią - Grand Hotel - to było coś!
Jaki był Wasz "stary" Sopot? Czekamy na państwa wspomnienia.
[email protected]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto