18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdański projekt ESK miał służyć mieszkańcom miasta

Anna Czekanowicz
Anna Czekanowicz, dyrektor Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury.
Anna Czekanowicz, dyrektor Biura Prezydenta Gdańska ds. Kultury. fot. archiwum DB
Chciałabym podziękować redaktorowi Jarosławowi Zalesińskiemu za przysłowiowy kij wsadzony w "mrowisko".

Na łamach wysokonakładowego dziennika rozpoczyna się debata na temat kultury w naszym mieście. Już sam ten fakt jest spełnieniem mojego marzenia. "Mrowisko" jest, czego dowodem pierwszy głos w debacie - głos Michała Sosińskiego, malarza i grafika, urodzonego w roku 1985, członka grupy Krecha, w którym znalazłam wszystkiego po trochu: od krytyki miasta, poprzez krytykę konkretnych imprez i działań, wyrazy wstrętu wobec aktywizacji kulturalnej, po stwierdzenie, że trzeba zacząć od podstaw, bo inaczej niedobitki artystów, którzy chcą coś zmienić, wyjadą z Gdańska, by nie utonąć w słodko-kwaśnym sosie gdańskiej kultury, gdzie nie podejmuje się otwartej debaty i nie występuje Amy Winehouse… Hmm! Będę pilnie słuchać następnych głosów i jeśli taka będzie wola, także mówić.

Kwestią podstawową jest odpowiedź na pytanie: co dla każdego z nas znaczy termin kultura? Jak twierdził Herder, nic bardziej nieokreślonego… Jak pisze Jarek Zalesiński, kultura to w istocie dzieła artystyczne - "ciekawa kultura tworzona jest przez ciekawych ludzi". Ginie gdzieś nie tylko przestrzeń odbioru - interakcja twórca - odbiorca, ale ginie też cała warstwa symboliczna, która nie pozwala postawić znaku równości pomiędzy kreacją artystyczną a pojęciem kultury.

Z tekstu redaktora Zalesińskiego "Ciasnota w mieście wolności" wyciągamy wniosek, iż praca nad projektem Europejskiej Stolicy Kultury 2016 była tkaniem gorsetu pt. Wolność kultury - Kultura wolności, w który na siłę, przy pomocy kolana cała gdańska kultura została wciśnięta. Wciśnięta i ostro zasznurowana. Teraz musimy gorset rozluźnić i skupić się na tworzeniu wcześniej wspomnianej "ciekawej kultury przez ciekawych ludzi", cokolwiek to znaczy. Nie widzę wprawdzie pola konfliktu, choć oczywiście wciąż widzę pole sporu, czy to, co najważniejsze zdaniem miłośnika indie rocka, będzie równie istotne z punktu widzenia autora projektu edukacji muzycznej dla dzieci z gdańskich przedszkoli. Dla miasta i jedno, i drugie powinno być ważne. Także dlatego, by nie okazało się, że najwybitniejszy nawet artysta nie znajdzie w Gdańsku odbiorców. Badania uczestnictwa Polaków w kulturze (bez podziału na tzw. kulturę wysoką i popularną) mówią, iż niecałe 20% Polaków to czynni uczestnicy życia kulturalnego, i wskazują na rosnącą tendencję pasywną. Niech wolno mi będzie przypomnieć "sławny-niesławny" gdański koncert pod batutą Marca Minkowskiego, jednego z najwybitniejszych dyrygentów światowej sławy, w 2007 roku, gdzie sala filharmonii świeciła pustkami. Sądzę, że teraz już nie mogłoby się to zdarzyć i to nie bez udziału "wizjonerów i animatorów".

Chcę mocno podkreślić, iż gdański projekt Europejskiej Stolicy Kultury był kreowany jako przedsięwzięcie długofalowe, mające służyć mieszkańcom miasta, by czuli, iż żyją w ciekawym, tętniącym życiem kulturalnym miejscu (jak na przykład kolekcja malarstwa monumentalnego na gdańskiej Zaspie), by przyciągał turystów ciekawych wydarzeń kulturalnych, które dzieją się właśnie w Gdańsku (jak na przykład koncert Możdżer+). Miał służyć artystom, by poczuli atmosferę sprzyjającą powstawaniu nowych inicjatyw (jak na przykład "program kulturalnych grantów miejskich"). Miał służyć politykom i urzędnikom, by mocniej uświadamiali sobie znaczenie kultury dla rozwoju miasta (jak na przykład prace nad strategią rozwoju kultury w mieście czy reforma zarządzania instytucjami kultury). Miał także być gdańską propozycją dla całej Polski i Europy - ciekawym, spójnym, jedynym w swoim rodzaju projektem, wyrastającym z ducha miejsca, w którym powstał. I jak każdy projekt - najważniejszy, ale nie jedyny, jest fragmentem większej całości, bez tej całości w istocie niepełnym. Ale już i całość nie istnieje bez niego. Jak wiele byśmy jeszcze nie mieli do zrobienia, by mienić się miastem kulturalnym, na pewno nie powinniśmy siedzieć z założonymi rękami, uznając, że projekt aplikacyjny, który powstał w ramach starań Gdańska o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, załatwia sprawę. Nie mogę jednak się zgodzić, iż praca wykonana przy okazji tworzenia projektu była wystukiwaniem na bębenku próżności doniosłych haseł, za którymi zieje pustka. Kiedy oglądam pracę Macieja Salomona (także członka grupy Krecha), która składa się z napisanych solidarycą liter układających się w niecenzuralne słowo i słucham jego deklaracji, że dość już tej solidarności… jestem nieufna - nie wobec jego wypowiedzi artystycznej (jak bardzo nie wchodziłaby w spór z solidarnością), ale wobec jego deklaracji niby ten spór unieważniającej.

Nie lekceważmy tego, co zdarzyło się w naszym mieście przy okazji pracy nad projektem gdańskich starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Nie unieważniajmy samego projektu, od którego rozpoczyna się ta dyskusja. Czy byłaby ona możliwa bez Gdańska na drodze do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury?

Więcej na stronie Kulturalnie

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto