Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzieci na podsłuchu

Jakub Markiewicz
Jakub Markiewicz
Wystarczy specjalne oprogramowanie w telefonie dziecka i słyszysz jego rozmowę. Znasz treść jego SMS-ów i wiesz gdzie jest. Z tzw. telefonów klonów korzysta coraz więcej rodziców.

- Miesięcznie mam kilkanaście zleceń na zamontowanie tego typu oprogramowań w telefonie dziecka. Najczęściej są to zlecenia od zamożnych rodziców – opowiada Krzysztof Szaruga, detektyw z Lublina, do którego zwracają się po pomoc rodzice. – W taki sposób sprawdzane są zwykle dzieci z tzw. dobrych domów, które chodzą do dobrych szkół, mają od 14 do 18 lat i sprawiają rodzicom spore kłopoty. Nierzadko mają za sobą ucieczki z domu, bunt, czy opuszczanie lekcji.

Jak działa oprogramowanie?

- Telefon dziecka to telefon klon. Z takiego aparatu na komórkę rodzica przesyłane są potem SMS-y małolata, czy treści jego rozmów, można nawet ustalić, gdzie jest w tej chwili dziecko - dokładny adres, ulicę, numer domu – wylicza Szaruga. – Dziecko nie ma szans, by się o tym dowiedzieć, wszystko odbywa się bardzo dyskretnie.

Oprogramowanie pozwala również rodzicom podsłuchiwać rozmowy dzieci, nawet gdy te są daleko od domu.

- W ten sposób rodzice wiedzą, gdzie są ich pociechy, z kim i o czym rozmawiają, albo czy znów ich nie okłamują. Zdarza się też, że tego typu oprogramowanie zamawiają nadopiekuńczy rodzice, którzy chcą mieć pełną kontrolę nad dzieckiem – podkreśla detektyw. I dodaje, że takie telefony klony stają się coraz bardziej popularne wśród rodziców, którzy odchodzą już od zlecania detektywom śledzenie ich dzieci.

Oprogramowanie można kupić w sklepach internetowych, prowadzonych przez agencje detektywistyczne. Ale do tanich nie należy. Kosztuje od 2 do nawet 10 tysięcy złotych. Działa ok. trzech lat i pasuje do większości modeli telefonów. – W tej najdroższej opcji, rodzic dostaje dane z telefonu dziecka również na swój adres mailowy – tłumaczy Szaruga.

Magda Nowak, mama 10-letniego Maksa nie ma nic przeciwko takiej metodzie. - Nigdy nie miałam sytuacji, żebym nie mogła poradzić sobie ze swoim dzieckiem, ale jeżeli rodzic wyczerpał wszystkie sposoby dotarcia do małolata, to, czemu nie skorzystać z takiej metody? – uważa.

17-letnia Iza, licealistka, jest nastawiona bardziej pesymistycznie: - Z jednej strony, jeżeli dziecko sprawia problemy rodzicom, to tego typu interwencja jest potrzebna. Ale takie kontrolowanie mnie odebrałabym raczej jako łamanie moich praw. Ogólnie, to dość dziwny pomysł – podkreśla nastolatka.

Gdzie są granice kontroli i na ile może pozwolić sobie rodzic? – Sprawa jest dość skomplikowana – ocenia Marek Żebrowski, z biura prasowego rzecznika praw dziecka.– Nie sposób jednoznacznie ocenić takie sprawdzanie dzieci. Trzeba by przeanalizować wiele przepisów prawnych. Tak realizowana władza rodzicielska jest uzasadniona, bądź nie, zależnie od towarzyszących temu okoliczności.

Psycholog, Dorota Pyrgies dodaje.

– Jeżeli dziecko wymyka się spod kontroli rodzicom, którzy odpowiadają za niego do 18. roku życia, to w tej metodzie jest sens. Oczywiście, pod warunkiem, że dziecko nigdy się o tym nie dowie. W przeciwnym razie nie chciałabym się znaleźć w sytuacji rodzica - mówi. - Dla dziecka, które ma kilkanaście lat, rodzic nie jest już autorytetem. Jeżeli wiec dowie się, że jest w taki sposób kontrolują go rodzice, trudno będzie poprawić między nimi i tak często już słabe relacje – przestrzega psycholog.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lublin.naszemiasto.pl Nasze Miasto