Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Cuda się zdarzają. Do Naszego Przyjaznego Domu w Sopocie wprowadziła się już większość mieszkańców

Dorota Abramowicz
Dorota Abramowicz
Jurek Bartkowski/Fotobank.PL/UMS
Nie było fajerwerków i uroczystego przecięcia wstęgi, choć - jak mówi prof. Jolanta Wierzba, zajmująca się dziećmi z chorobami rzadkimi - wydarzyła się rzecz nadzwyczajna. W sercu Sopotu, dzięki uporowi i nadludzkiemu wysiłkowi rodziców niepełnosprawnych intelektualnie dorosłych osób oraz wsparciu władz miasta, otwarto Nasz Przyjazny Dom. Miejsce na ziemi, które będzie domem chorych nawet wtedy, kiedy rodzice nie będą mieli sił opiekować się nim lub odejdą.

- Wybudowano ten dom nadludzkim wysiłkiem - podkreśla prof. dr hab. Jolanta Wierzba z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. - Jak to zrobiono, nie wiem. Stoi za tym zwykła matka, ale wyjątkowa kobieta.

Renata Birtus pierwszy raz pomyślała o potrzebie utworzenia Naszego Przyjaznego Domu przed 39 laty, po urodzeniu Wojtka.

- Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co będzie się działo w przyszłości - mówi. - Zakładałam, że w którymś momencie musi się zaleźć miejsce dla takich osób, jak mój syn.

O tym problemie rzadko rozmawia się publicznie. Państwo, które wspiera jednorazowym świadczeniem w wysokości 4 tys. złotych każdą kobietę gotową urodzić dziecko z ciężkim i nieodwracalnym upośledzeniem albo nieuleczalną chorobą zagrażającą życiu, stopniowo, z roku na rok, od takiej matki i jej dziecka się odwraca.

Po zakończeniu obowiązkowego okresu edukacji, rodzice zostają praktycznie sami z niepełnosprawną osobą dorosłą. Zaczyna brakować sił do opieki, a gdy umierają, ich dorosłe dzieci trafiają do i tak zatłoczonych Domów Pomocy Społecznej, gdzie radykalnie zmieniają się warunki ich życia. Stąd, często słyszane w rozmowach z rodzicami, dramatyczne słowa:
- Chciałbym, by moja córka, mój syn, odszedł przede mną.

Renata Birtus wiele lat pracowała nad pomysłem, który pojawił się w momencie narodzin niepełnosprawnego intelektualnie Wojtka. Idea zaczęła nabierać rumieńców, gdy doszło do połączenia sił z Sopockim Stowarzyszeniem na rzecz Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie.

- Zaczęłam pukać do drzwi gabinetu pana prezydenta Jacka Karnowskiego, by pomógł nam znaleźć miejsce pod taki dom - wspomina. - Dzięki życzliwości miasta przed pięcioma laty dostaliśmy w wieczyste użytkowanie działkę w Sopocie, w Parku Herbstów przy ul. Władysława IV. Ta działka w sercu Sopotu spełnia wszystkie nasze oczekiwania.

Choć przyznanie działki wartej 7 mln zł stowarzyszeniu pomagającej osobom niepełnosprawnym budziło niezadowolenie części mieszkańców, ostatecznie za jej przekazaniem opowiedzieli się miejscy radni.

- Jest to miejsce świetnie skomunikowane - twierdzi matka Wojtka. - Chodzi nie tylko o to, by oni tam spali czy mieszkali, ale by uczyli się jeszcze samodzielności i rozwijali na tyle, na ile jest to możliwe. A teraz mają do kościoła blisko, mogą iść sami do przychodni, na pocztę.

I tak powstał dom dla 12 dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Każdy ma własny pokój z łazienką i całodobową opiekę. Na ich utrzymanie płacą rodzice. W zestawieniu kosztów jest też część przeznaczona na pensje opiekunów. W budynku, prócz pokoi mieszkaniach, mieści się także sala rehabilitacyjna, sala konferencyjna oraz dwa pokoje przeznaczone na pobyt w formie opieki wytchnieniowej, a także pokoje na wynajem dla uczestników turnusów.

Fundacja Nasz Przyjazny Dom podpisała umowę z Ośrodkiem Wsparcia Ekonomii Społecznej. Dzięki temu dla pięciu podopiecznych przygotowano angaże na pół etatu. Będą pracować pod okiem wspomagających ich osób w recepcji hotelowej, obsłudze sali konferencyjnej. Fundacja dostanie środki na uruchomienie miejsc pracy, a z PFRON pieniądze na pracowników, którzy będą wspierali zatrudnionych mieszkańców.

- Rehabilitacja będzie służyła także innym - podkreśla Renata Birtus. - Mamy pokoje wytchnieniowe, krótkoterminowego pobytu. Mama z dzieckiem niepełnosprawnym może przyjechać do Sopotu, by tu odpocząć. Ona będzie mogą odetchnąć, a my zajmiemy się dzieckiem. Będziemy prowadzić działalność gospodarczą.

Założono, by na początku do domu nie wprowadziły się przypadkowe osoby, ale takie, które się wcześniej poznały i dobrze się ze sobą czują. Pierwsi podopieczni w wieku 20-40 lat przenieśli się do Naszego Przyjaznego Domu w listopadzie, obecnie mieszka tam 10 mieszkańców.

Okazało się, że nie dla wszystkich przecięcie pępowiny było łatwe. Bo, jak mówią rodzice, będąc razem przez tyle lat uzależnili się nawzajem od siebie.

- Kiedy Wojtek wziął walizki i przed świętami się tam przeniósł, całą noc chodziłam z myślą, że muszę zadzwonić - opowiada pani Renata. - Przez głowę przelatywało jedno pytanie: czy on sobie radzi? I okazało się, że świetnie sobie poradził. Następnego dnia spytałam, czy wraca do domu? Powiedział "nie". Zdajemy sobie sprawę, że do końca nie mogą być samodzielni. Nie umieją planować, nie mają abstrakcyjnego myślenia, nie przewidują skutków swoich działań w przyszłości, nie widzą różnicy między 5 czy 50 zł. Trzeba mieć na nich oko, ale dyskretne. Mój Wojtek potrzebuje pomocy, ale musi się też nauczyć, by w miarę możliwości pomagać innym.

Dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podopiecznym pomagają asystenci, którzy radzą jak pójść po zakupy, co założyć kiedy pada deszcz, i wspierają w codziennych dylematach.

Pani Renata zagląda codziennie do Naszego Przyjaznego Domu. I już widzi, jak bardzo pobyt w nim zmienia mieszkańców.
Ot, chociażby pewien dorosły już chłopiec. Mama zawsze narzekała, że w domu nic nie robi. A teraz jeszcze nie widziała go tak zapracowanego. Ciągle pyta, czy są dla niego kolejne zadania.

Kolejny mieszkaniec z zespołem Downa. W domu prawie nie mówił. Rzucał najwyżej "aaa", "ty", "mama". Po przeprowadzce nagle wszystko się zmieniło. Pewnego dnia zawołał do opiekuna: Bartek, chodź tu!

- Kiedy to pani opowiadam, mam mokre oczy - kończy rozmowę pani Renata.

Takie rzeczy nadzwyczajne dzieją się w Naszym Przyjaznym Domu. Dla postronnych niegodne uwagi, ale dla mieszkańców i ich rodziców na miarę cudu.

POLECAMY NA STRONIE KOBIET:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cuda się zdarzają. Do Naszego Przyjaznego Domu w Sopocie wprowadziła się już większość mieszkańców - Dziennik Bałtycki

Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto