Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bursztynowa Komnata nadal rozpala wyobraźnię. Czy ukryta jest gdzieś na Pomorzu?

Marek Adamkowicz
Archiwum DB
Od 1945 r. Bursztynowa Komnata rozpala wyobraźnię archeologów, poszukiwaczy skarbów, zwykłych awanturników. Miejsc, w których rzekomo ma być ukryta, naliczono dziesiątki. Niektóre w naszych stronach...

Bursztynową Komnatę nazywano ósmym cudem świata. W określeniu tym nie ma cienia przesady. Trzeba tylko wyobrazić sobie pałacową salę w całości wyłożoną dekoracją z jantaru. Do tego lustra w złoconych ramach i kryształowe żyrandole. Skarb jak z "Tysiąca i jednej nocy", tyle że prawdziwy, na wyciągnięcie ręki. Stworzyli go najznamienitsi artyści swojej epoki. Głównie gdańszczanie. - Inspiratorem powstania Bursztynowej Komnaty był prawdopodobnie urodzony w Gdańsku rzeźbiarz i architekt Andreas Schlüter - opowiada dr Piotr Paluchowski z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Za jego namową w 1701 roku król pruski Fryderyk I zamówił wykonanie wystroju sal w zamku Charlottenburg .

Realizację zadania powierzono Gottfriedowi Wolframowi, bursztynnikowi króla Danii, o którym wiadomo, że praktykował w Gdańsku. Po jedenastu latach, na skutek konfliktu ze zleceniodawcą, dokończeniem dzieła zajęli się Gottfried Turow oraz Ernest Schacht.

W przeciwieństwie do Fryderyka I jego syn Fryderyk Wilhelm I nie posiadał ambicji artystycznych. Znacznie bardziej interesowało go wojsko, organizowanie administracji i umacnianie potęgi Prus. Z tego względu, w dowód przyjaźni, podarował Bursztynową Komnatę carowi Piotrowi I. Cenny podarunek trafił do Pałacu Letniego w Petersburgu, później do Pałacu Zimowego, by w 1755 r. znaleźć się w pałacu w Carskim Siole. Tutaj komnata przetrwała niemal dwieście lat. Dość szczęśliwie ominęła ją rewolucja bolszewicka, wojna domowa i najgorsze czasy komunizmu. Jednak w 1941 r. komnata wpadła w ręce Niemców oblegających Leningrad. Bezcenne dekoracji odkryto, mimo że Rosjanie w ostatniej chwili próbowali je zamaskować. Skarb został odkryty i trafił do Królewca. Tam też widziano go po raz ostatni…

Gruzy Królewca

Wszystkie zwycięskie armie kochają dzieła sztuki. Swoje zamiłowanie do nich Niemcy pokazali niemal w całej Europie, podobnie było z Rosjanami, z tym, że oni szukali również tego, co im zagrabiono. Królewiec, który został zdobyty 9-10 kwietnia 1945 r., nie był tu wyjątkiem, tym bardziej że właśnie w tym mieście Niemcy zgromadzili trofea wywiezione ze Wschodu. Miejscem ich składowania był m.in. tutejszy zamek, który specjalna ekipa radziecka "poszukiwaczy skarbów" wzięła pod lupę z kilkutygodniowym opóźnieniem, w czerwcu. Warownia była w gruzach, ale to i owo w niej znaleziono. Co więcej, w radzieckie ręce wpadł Alfred Rohde, dyrektor muzeum zamkowego, który opiekował się Bursztynową Komnatą od czasu jej zrabowania w 1941 r. Od gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha otrzymał on uprawnienia do zastosowania wszelkich dostępnych środków dla ewakuacji, transportowania i strzeżenia dzieł sztuki w Prusach. Problem w tym, że Rohde, mimo deklarowanej woli współpracy, nie był w najlepszej kondycji. Wyglądał jakby przeszedł poważny wstrząs psychiczny. Świadomie czy nie plątał się w zeznaniach.

Za sprawą ocalałych listów kustosza oraz wydawanych mu przepustek Rosjanie trafili na trop dzieł sztuki, które miał on chronić. Okazało się, że niektóre kryjówki są całkiem blisko.

Schowek w pałacu

Dzikowo Iławeckie to niewielka miejscowość położona ok. 40 km od Królewca, dziś przy polskiej granicy z obwodem kalinin- gradzkim. Była ona jednym z pierwszych miejsc, do których wyruszyła ekipa poszukująca zrabowanych w ZSRR dzieł sztuki. Adres był dobry. Jesienią 1944 r. w piwnicach pałacu hrabiny von Schwerin zmagazynowano skarby ewakuowane z Królewca. Na miejscu Rosjanie zobaczyli spalony zespół pałacowy, ale zabezpieczono stosy cennych dokumentów. Bursztynowej Komnaty tu jednak nie było.

Obecnie z pałacu pozostały skromne ruiny i zasypane piwnice, które rozbudzają wyobraźnię. Są tacy, którzy wierzą, że mimo spenetrowania tego miejsca przez Rosjan, a potem przez Polaków, można tu jeszcze natrafić na skarby.

Książęca odmowa

Szukając kryjówki dla dzieł sztuki Alfred Rohde nawiązał kontakt z księciem Aleksem Dohna-Schlobitten. Arystokrata posiadał wspaniały pałac w Słobitach. Jesienią 1944 r. było to miejsce położone jeszcze stosunkowo daleko od frontu, wydawało się więc, że jest bezpieczne.

Książę nie przystał na prośbę Rohdego. Odmowę tłumaczył brakiem odpowiednich warunków do przechowywania cennego depozytu. Zapewne była to prawda, ale niewykluczone, że Dohna-Schlobitten zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. W końcu był oficerem Wehrmachtu, który uszedł z kotła pod Stalingradem.

W stronę Pasłęka

Znając kierunek, w którym Alfred Rohde szukał kryjówki dla Bursztynowej Komnaty, trudno nie zauważyć, że w pobliżu Słobit znajduje się Pasłęk z krzyżackim zamkiem na wysokiej skarpie. Do dzisiaj warownię otacza nimb tajemnicy i jest ona wskazywana jako "najbardziej prawdopodobne" miejsce ukrycia dekoracji z Carskiego Sioła.

Potwierdzeniem tej hipotezy są informacje mówiące, że na przełomie 1944 i 1945 r. wjeżdżały do zamku pilnie strzeżone kolumny wojskowych ciężarówek załadowane drewnianymi skrzyniami. Na miejsce ukrycia skarbu w zamku wskazywali radiesteci, według których Bursztynowa Komnata została ukryta w lochach na głębokości ok. 10 m, ale nie bez znaczenia były też związki gauleitera Ericha Kocha z Pasłękiem. Wojenny zbrodniarz, skazany w 1959 r. na karę śmierci, uniknął stryczka. Dożył 90 lat w więzieniu w Barczewie. Łagodne traktowanie zawdzięczał on posiadanej wiedzy o Bursztynowej Komnacie. Wierzono, że kiedyś ją wyjawi, tyle że Koch - nawet jeśli coś wiedział - zabrał wszystko do grobu...

Sanie na dnie zalewu

Prowadzone latami poszukiwania na lądzie nie przyniosły skutku, dlatego z czasem zaczęto brać pod uwagę możliwość zatopienia komnaty. Znalazły się nawet relacje uprawdopodabniające taką możliwość. Według przekazu pochodzącego rzekomo od radzieckiego majora Dmitrija Jefimowicza Gruby, fragmenty Bursztynowej Komnaty zostały znalezione w styczniu 1945 r. w Kadynach, miejscowości związanej z cesarskim rodem Hohenzollernów. Walczący w tych okolicach oddział Gruby, ówcześnie lejtnanta 5 Armii Pancernej Gwardii, ostrzelał uciekającą po zamarzniętym Zalewie Wiślanym kawalkadę pięciu czy sześciu sań. Wszystkie poszły na dno.

Od wziętego w tej okolicy do niewoli cywila czerwonoarmiści dowiedzieli się, że właśnie zniszczyli Bursztynową Komnatę. Mężczyzna ten wyjawił również, że ostatnie elementy skarbu z Carskiego Sioła znajdują się w piwnicy dworu w Kadynach. Kiedy rozkuto świeżo wymurowaną ścianę, natrafiono na cztery duże skrzynie. W środku były kryształowe świeczniki ozdobione dwugłowymi orłami oraz lustra w złoconych ramach. Jak zwykle w takich przypadkach pojawia się pytanie, co stało się ze znaleziskiem i kim był tajemniczy cywil? Odpowiedzi brakuje, ale zawsze można sprawdzić akwen. - Zalew Wiślany jest przebadany punktowo i to raczej przy brzegu - mówi Iwona Pomian, kierownik Działu Badań Podwodnych Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku. - Jestem jednak na 99 procent pewna, że jej tam nie ma. Jeśli została zatopiona, to z pewnością zostałaby już przez kogoś wyciągnięta.

Nurkowanie na Gustloffie

Innym podwodnym miejscem, w którym spodziewano się znaleźć komnatę, jest wrak transportowca Wilhelm Gustloff. Jako pierwsi penetrowali go Rosjanie na przełomie lat 40. i 50. Później Gustloffa wzięły na cel polskie ekipy. Głośna była zwłaszcza wyprawa członków Naukowego Koła Badań Podwodnych Rekin, która na poszukiwanie skarbu wyruszyła latem 1973 r.

- To była naprawdę wyprawa, nie tylko jak na tamte czasy - wspomina Jerzy Janczukowicz, szef Rekina. - Otrzymaliśmy błogosławieństwo od ówczesnych władz, bo przecież trudno było odmówić nam pomocy, skoro chcieliśmy odnaleźć dobra należące do naszych sąsiadów ze Wschodu - dodaje półżartem.

Podczas wyprawy skarbu nie znaleziono, ale dla Jerzego Janczukowicza sprawa jest już zamknięta. - Kiedyś byłem przekonany, że Bursztynowa Komnata spoczywa w Gustloffie - przyznaje. - Teraz jestem pewny, że jej już nie ma. Kiedy w Rosji nastało trochę swobody, pojawiły się relacje, że w 1945 roku w podziemiach królewieckiego zamku znaleziono spalone skrzynie. Wypływała z nich brązowa substancja. Myślę, że komnata poszła z dymem.

Czytaj także:

Poszukają Bursztynowej Komnaty?
Z różdżką na Bursztynową Komnatę

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sopot.naszemiasto.pl Nasze Miasto