Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdański Festiwal Tańca 2017 - mowa i ciało

Gabriela Pewińska
Ruri Mito z Japonii otrzymała I nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Solo Dance Contest
Ruri Mito z Japonii otrzymała I nagrodę w Międzynarodowym Konkursie Solo Dance Contest materiały prasowe
O wybranych spektaklach tegorocznej, 9. edycji prestiżowej imprezy Klubu Żak uwag kilka.

I znów mikrofon! Już tak bywało, że na tanecznej scenie gadanie grało, by tak rzec, pierwsze skrzypce. A przecież hasłem tegorocznej edycji Gdańskiego Festiwalu Tańca miało być lumière (światło). Z sentymentem wspominam festiwal z 2013 roku i spektakl „Pas de deux”, czyli Raimund Hoghe i Takashi Ueno na ascetycznej scenie z jednym światłem. Tylko ci dwaj, na japońskich koturnach. Mistrz i uczeń. Dwugodzinny dialog młodości ze starością. Rozmowa ciał: pięknego i zdeformowanego. „W przeszłości pisałem słowami” - mówił w wywiadzie Hoghe - „teraz piszę ciałami”. I ja tych jego słów do dziś się trzymam.

9. Gdański Festiwal Tańca

Widziałam wiele spektakli tanecznych z czczą gadaniną w roli głównej. Dlatego wiem, że mikrofon na scenie tańca to zły znak. Niestety od nadmiaru słów zaczął się Gdański Festiwal Tańca 2017.

Oto dwie premiery w ramach rezydencyjnego programu Klubu Żak. Przykład sytuacji, gdy młodych artystów poniosły możliwości ważnej, festiwalowej sceny i nikt ich w tych zapędach nie powstrzymał. Spektakl „A co gdyby” (choreografia i wykonanie: Magdalena Laudańska, Kalina Porazińska, Sebastian Piotrowicz, Maciej Kosteczka) skierowany jest z jednej strony do dzieci, z drugiej - jak uprzedzali twórcy - do dorosłych, którzy z perspektywy czasu będą mogli ocenić, czy bajki są dla nich wciąż ważne. Artyści imają się tu różnych form wypowiedzi. Opowiadają, improwizują (słowami), aktywizują (werbalnie: „bioderko w prawo”) publiczność, zaglądają do komputera, a jeszcze zabawa balonami, a jeszcze to, a jeszcze tamto i siamto. Tylko tańca tu mało. Na dodatek taniec wymaga wyłączności. Z gadaniem wchodzi w dysonans. Poza tym trzeba umieć mówić. Słowo na scenie to sztuka teatru osobna. Lepiej, gdy na scenie tańca mówi ciało. Lepiej jest, gdy ono opowiada.

Rita Gobi z Gobi Company pytana dlaczego taniec jest sztuką wyjątkową, odpowiada: „Dla mnie najważniejsze jest to, że to komunikacja pozawerbalna. Nie da się interpretować tańca słowami. Język jest zawsze bardzo konkretny, a taniec dla mnie to zawsze otwarcie nowych drzwi ”. Spektakl Gobi Company „Counterpoint” to dyskretnie oświetlona klasyka. Artystki czerpią inspirację z ruchu owadów. Sztuka to wyciszona. Elegancka pochwała prostoty. Triumf ciała.

Niestety, niewiele we mnie zostało po przedstawieniu „Świadomość nieświadomości” (choreografia i wykonanie: Albert Ciastek, Liwia Bargieł, Laura Baulenas, Marta Kosieradzka, Małgorzata Piastowska, Tomasz Ciesielski). Grana na żywo, elektroniczna muzyka o nieziemskiej wprost mocy zwyczajnie zakłóciła odbiór. Przypomniała mi się rozmowa z jednym z widzów pewnego teatru. Widz ubolewał nad uporczywym hałasem płynącym ze sceny podczas spektaklu: „Broniłem się na widowni, jak żołnierze na poligonie. Gdy armaty grają, trzeba otwierać usta, co też uczyniłem. Niestety nic innego nie przyszło mi do głowy! Gdybym wiedział wcześniej, przyniósłbym zatyczki do uszu. Ilość decybeli była niewyobrażalna. Uderzenie pioruna przeżyłem na „Dziadach” w reżyserii Swinarskiego w 1973 r. Walnął tak głośno, że gdyby prawdziwy piorun strzelił wtedy w teatr, nikt by nawet nie mrugnął. Ten był tak silny, że prawdopodobnie w innych miastach Polski też go słyszano, nie tylko w Krakowie. Nie rozumiem, po co aż takie nagłośnienie! Hałas uliczny, z którym walczą ekolodzy to nic w porównaniu z hałasem w teatrze”.

Hałas zagłuszył ideę i tego spektaklu. Nie obchodziły mnie fascynacje twórców ludzkim umysłem, martwiłam się tylko o swój słuch. A zaczęło się obiecująco. Interakcja - muzyk - tancerz przywołała wspomnienie innego, jakże ekspresyjnego spektaklu prezentowanego podczas Gdańskiego Festiwalu Tańca w 2014 roku. Na scenie Hauschka i Ernesto Edivaldo. Nie był to jednak pojedynek muzyki i widowni, z fortepianem walczył tancerz. Demon muzyki zawładnął artystą. Rzucał po kątach, wyciskał siódme poty. Na nic się zdały próby ujarzmienia. Dźwięk okazał się silniejszy, nie poddawał się tak łatwo. Byliśmy świadkami mistrzostwa wrażliwości, techniki, aktorstwa i kondycji. Drżały krzesła, wibrowało powietrze, ale były to zachwycające drżenia.

Wielkie emocje wzbudził pokaz finalistów Międzynarodowego Konkursu Solo Dance Contest 2017. Szóstka utalentowanych tancerzy. Wśród nich i dwie polskie artystki: fascynujące połączenie aktorstwa i tańca, klasyki i awangardy, czyli Agnieszka Janicka i Monika Witkowska, porywający pokaz tej ostatniej osłabił, a jakże!, mikrofon. Czystość ruchu zakłóciło mętne, tak dykcyjnie jak i emocjonalnie, ględzenie. A przecież ciało artystki powiedziało wystarczająco. Dobitnie. Z sensem.

Pierwszą nagrodę w konkursie przyznano Japonce Ruri Mito. Uzasadnienie? „ Za odwagę i poświęcenie w odkrywaniu własnego krajobrazu ruchu oraz wirtuozerskie wykonanie każdego elementu choreografii”. Artystka mikrofon oddała ciału. I ono po prostu pięknie przemówiło. Tyle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto