Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia pokonała Lecha Poznań i zdobyła Puchar Polski!

Szymon Szadurski
Szymon Szadurski
Arka Gdynia zdobywcą Pucharu Polski!
Arka Gdynia zdobywcą Pucharu Polski! Bartek Syta / Polska Press
Piłkarze Arki Gdynia wygrali z Lechem Poznań 2:1 i zdobyli Puchar Polski. To historyczne osiągnięcie gdyńskiego klubu! - pisze z Warszawy Szymon Szadurski.

Te chwile fani Arki pamiętać będą przez dziesięciolecia, piłkarze w żółto-niebieskich trykotach powtórzyli bowiem największy sukces klubu z 1979 roku, kiedy arkowcy pokonali w Lublinie 2:1 Wisłę Kraków. Także i tym razem w starciu finałowym Arka faworytem nie była, jednak ostatecznie triumfowała.

- Wiara czyni cuda! Gdynio, szanowni kibice, puchar wraca do nas po 38 latach! - powiedział tuż przed odebraniem trofeum Krzysztof Sobieraj, kapitan żółto-niebieskich.

Wielki sukces arkowców oklaskiwał w Warszawie m.in. prezydent Gdyni Wojciech Szczurek i Ryszard Krauze, były, główny sponsor żółto-niebieskich.

Wbrew zapowiedziom organizatorów przy okazji finału trybuny Stadionu Narodowego nie pękały w szwach. Kibice Lecha Poznań szczelnie wypełnili sektor za bramką Pavelsa Steinborsa. Jednak po przeciwległej stronie boiska w dolnej partii trybun było sporo wolnych krzesełek, podobnie zresztą, jak w strefach neutralnych. Mimo tego doping fanów obu drużyn już przed spotkaniem robił wrażenie. Dla większości kibiców Arki, których do Warszawy wybrało się około dwunastu tysięcy, bez względu na końcowy wynik tego starcia już samo uczestnictwo w nim było wielkim świętem. Wszak mało kto z nich pamięta ostatnie, takie wydarzenie sprzed 38 lat. Dlatego też gdynianie jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego urządzili pokaz pirotechniczny i odpalili głośne fajerwerki, niczym w Sylwestra. Po obu stronach trybun pojawiły się też gigantycznych wręcz rozmiarów kartoniady i klubowe flagi. Zgodnie z tradycją przed rozpoczęciem boju odśpiewano hymn narodowy.
W porównaniu do zremisowanego, ale bardzo słabo zagranego przez Arkę meczu przeciwko Piastowi Gliwice, trener Leszek Ojrzyński dokonał w składzie zmian, w tym kilku zaskakujących. Największą niespodzianką był brak Dominika Hofbauera i Rafała Siemaszki. W ich miejsce pojawili się Przemysław Trytko i Adam Marciniak . Z kolei na prawej obronie Damiana Zbozienia zastąpił Tadeusz Socha. Kosztem Yannicka Sambei do podstawowej jedenastki powrócił ponadto kontuzjowany ostatnio Marcus da Silva.

Arka zgodnie z zapowiedziami jej szkoleniowca miała od początku zagrać odważnie i nie przestraszyć się zdecydowanego faworyta. Tak rzeczywiście było. Tyle tylko, że gdynianom w pierwszej części spotkania pary wystarczyło żółto-niebieskim zaledwie na trochę ponad 20 minut. Gra w tym okresie toczyła się głównie w środku pola. W 9 minucie spotkania po wrzutce Marcina Warcholaka uderzał głową Przemysław Trytko i niewiele zabrakło, aby żółto-niebiescy objęli prowadzenie. Sześć minut później dość podobną sytuacją odpowiedział Lech. Radosław Majewski dograł piłkę w pole karne, a niewiele pomylił się Jan Bednarek. Prawdziwy dramat Arki rozpoczął się od 23 minuty i prostej straty Michała Marcjanika w środku pola, po której Darko Jevtic stanął oko w oko ze Steinborsem. Łotysz na szczęście zdołał obronić uderzenie Szwajcara, jednak „Kolejorz” wyczuł krew i zepchnął gdynian do rozpaczliwej wręcz obrony. W kilkanaście minut poznaniacy stworzyli kilka klarownych sytuacji do objęcia prowadzenia. Zawodnicy trenera Nenada Bjelicy bez problemu przedzierali się pod pole karne Arki skrzydłami, opanowali też środek pola, gdzie arkowcy notowali fatalne wręcz straty. Podczas tego oblężenia przed szansami stawali m.in. Majewski, Wołodymyr Kostewycz i Marcin Robak. Tylko szczęście i dobrze broniący Steinbors sprawiły, że gdynianie w tym okresie gry nie stracili bramki. Rzec wręcz można, że był to cud.

Drugą część spotkania kibice żółto-niebieskich ponownie rozpoczęli od pokazu fajerwerków, jednak z postawy swoich ulubieńców nadal nie mogli być zadowoleni. Lech atakował groźniej i już w 53 min. Robak trafił w słupek. Niebezpiecznie zrobiło się także cztery minuty później, gdy po kolejnym strzale aktywnego napastnika Lecha nogami, w stylu bramkarza piłki ręcznej, interweniował Steinbors. Arka broniła się i próbowała kontrataków, ale nie była w stanie na poważnie zagrozić bramkarzowi Lecha. Wreszcie w 68 min. gry, krótko po przejęciu piłki przez Trytkę, w pole karne przedarł się Warcholak i zatrudnił Jasmina Burica. Gra w tym okresie meczu nieco się wyrównała. Trzy minuty później po akcji Robaka w dogodnej sytuacji znalazł się Dawid Kownacki, ale na szczęście nie trafił. W końcowym okresie spotkania grę prowadził Lech, lecz nie stwarzał już takiego zagrożenia pod bramką Arki, jak w pierwszej połowie. Gdynianie zacieśnili szyki obronne, byli uważni i skoncentrowani, aby nie stracić gola w ostatnich minutach, jak przy okazji ostatnich starć przeciwko Wiśle Płock i Piastowi Gliwice. Niewiele jednak brakowało, aby czarny scenariusz znowu się sprawdził. Już w doliczonym czasie gry prawym skrzydłem urwał się Maciej Makuszewski, dograł w pole karne do Majewskiego i pomocnik gości stanął przed wymarzoną wręcz szansą. Wydawało się, że były reprezentant Polski musi trafić, lecz uderzył obok słupka. Z sektorów, zajmowanych przez kibiców Lecha, podniósł się szum i wyraźny jęk zawodu. Oznaczało to dogrywkę, z której bardziej cieszyć musieli się piłkarze i fani Arki.

Przed rozpoczęciem dodatkowych trzydziestu minut kibice z Gdyni zaintonowali przyśpiewkę „Ten puchar jest nasz, ten puchar do nas należy!”, chcąc dodać otuchy dzielnie walczącym żółto-niebieskim. Jednak już po dwóch minutach podopieczni Leszka Ojrzyńskiego popełnili błąd, na szczęście nie wykorzystany przez Pawłowskiego, który dopadł do piłki w polu karnym. Sytuację wyjaśnił Krzysztof Sobieraj. Lech nadal prowadził atak pozycyjny i w setnej minucie spotkania po faulu Tadeusza Sochy na Pawłowskim wywalczył rzut wolny tuż przed polem karnym Arki. Na szczęście Maciej Gajos trafił w mur, nie udała mu się również dobitka. Żółto-niebiescy przetrwali pierwszą część dogrywki bez straty gola, co przedłużało ich nadzieje na zdobycie upragnionego pucharu. Widać jednak było, że są już potwornie zmęczeni. Adam Marciniak podczas krótkiej przerwy położył się na murawie i pomagać musieli mu członkowie sztabu medycznego gdynian. Zapowiadało się na niezwykle trudny kwadrans dla gdynian. Tymczasem już na początku drugiej części dogrywki stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jeden z nielicznych wypadów gdynian do przodu zakończył się dla nich zdobyciem gola. Rafał Siemaszko, niezawodny w tym sezonie napastnik żółto-niebieskich sfinalizował strzałem głową dośrodkowanie Marciniaka. Żółto-niebieskie trybuny wpadły w tym momencie w ekstazę, a piłkarze w objęcia fanów. Znowu zapłonęły race. Lech, któremu pozostało już nieco ponad 10 minut, rzucił się do odrabiania strat, jednak już po chwili nadział się na kontrę. Niesamowitą szybkość pokazał Luka Zarandia, który na prawym skrzydle wyprzedził zawodników „Kolejorza”, wpadł w pole karne i płaskim strzałem pokonał Buricia.

Zrobiło się 2:0 dla Arki i stało się jasne, że niemal na pewno puchar powędruje do Gdyni. Ogromna niespodzianka wisiała w powietrzu. Fani Arki nie ustawali w dopingu i świętowaniu, a biało-niebieskie trybuny po drugiej stronie boiska ucichły. Kibice „Kolejorza” nie mogli uwierzyć, w to, co się stało. Po dwóch porażkach z rzędu w ubiegłych latach przeciwko Legii Warszawa trzeci finał Pucharu Polski wymykał im się z rąk. W 119 min. gry nadzieje poznaniaków przedłużył jeszcze Łukasz Trałka, trafiając głową do siatki. Sędzia doliczył dodatkowo trzy minuty, co spowodowało, że kibice Lecha wyraźnie się ożywili, a „Kolejorz” natarł z olbrzymią furią. W efekcie końcówkę rozgrzani do czerwoności fani oglądali na stojąco. Na szczęście dla gdynian wynik już się nie zmienił i szczęśliwi gracze Arki mogli rozpocząć świętowanie. „Dziękujemy, dziękujemy”!, skandowali fani z Gdyni. Na murawę polał się szampan. Tym samym Arka po 38 latach odzyskała cenne trofeum i w przyszłym sezonie po raz drugi w swojej historii zagra w europejskich pucharach. Uczciwie trzeba przyznać, że z przebiegu gry zwycięstwo podopiecznym Leszka Ojrzyńskiego nie należało się. To Lech był zdecydowanie lepszy, jednak poznaniacy nie wykorzystali znakomitych szans na złamanie Arki. Tymczasem rezerwowi żółto-niebieskich w dogrywce byli zabójczo skuteczni i zadali dwa niespodziewane ciosy. Choć piłkarze Arki wrócą z pucharem do Gdyni dopiero jutro, kibice będą nad morzem już po północy. Zapowiada się gorąca, długa i upojna noc na ulicach miasta przed świętem Konstytucji 3 Maja.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto